Siedział w swoim gabinecie, bezmyślnie gapiąc się za okno. W jednej ręce trzymał odpalonego papierosa, a w drugiej nerwowo obracał długopis.
- Josh - podskoczył słysząc swoje imię. - Nie chcą z nami rozmawiać, jedyne co ich interesuje to ty. Chcą rozmawiać z tobą, a najlepiej to zobaczyć cię jak najszybciej.
- Ta, a może pobić do nieprzytomności ewentualnie strzelić mi w łeb, od razu na wejściu - odburknął zirytowany, wstając z fotela i podchodząc do okna, żeby wyrzucić spalonego już papierosa.
- W takim razie co zamierzasz zrobić? Stary, jak nie podejmiesz jakiejkolwiek decyzji w tej sprawie oni zabiją twoją córkę, nie zdziwię się jak w prezencie dostaniesz nagranie uwieczniające tę chwilę - odpowiedział mu wspólnik patrząc na niego oczekującym jakichkolwiek wyjaśnień wzrokiem.
- Cholera, nawet nie wiem czy chcę ją ratować, rozumiesz? Widziałem tę dziewczynę może dwa, trzy razy w moim życiu, ona do tej pory była przekonana, że nie żyje, a ja mam poświęcić dla niej cały nasz interes? Swoje życie? Nic mnie z nią nie łączy Steve.
- Ty pieprzony egoisto, miej na uwadze choćby swoją żonę, którą podobno kiedyś kochałeś! I zostawiłeś ją z tym wszystkim samą!
- Wciąż ją kocham - odpowiedział niemalże szeptem odwracając się do Steva plecami. - Za godzinę zbieramy się wszyscy w sali konferencyjnej - oznajmił po czym wyszedł, omijając stojącego w drzwiach mężczyznę.
*********
Zerwałam się jak poparzona, nie mogąc pozbierać myśli rozejrzałam się dookoła, zastanawiając się czy aby przypadkiem to wszystko nie jest tylko zwykłym koszmarem. Nie byłam w stanie stwierdzić jak długo spałam, godzinę? Dwie? Czy może więcej? Nie wiedziałam nawet jaka jest pora dnia, bo w pomieszczeniu nie było okien a jedyne co widziałam to przenikliwa ciemność. Trudno mi było określić też jak długo już mnie tu trzymają, przez nieregularny sen wszystko zdążyło mi się pomieszać. Byłam niemalże pewna, że za chwilę otworzą się drzwi i stanie w nich Harry lub co gorsza Kurt, który zapewne dowiedział się o mojej idiotycznej próbie ucieczki i o ataku na Harrego. Sama nie wiedziałam co byłoby gorsze, spojrzeć w oczy człowieka, którego próbowałam skrzywdzić czy znów patrzeć na ohydną twarz tego zboczeńca. Nad czym ja się w ogóle zastanawiam? W tej sytuacji używanie pojęć " gorsze/lepsze" jest bez sensu. To sytuacja bez wyjścia, tak czy siak niebawem stanie mi się krzywda, to tylko kwestia czasu, jestem pewna. Nie wiem jak w ogóle mogłam pomyśleć, że jestem w stanie znaleźć w Harrym jakiekolwiek oparcie, to ewidentny akt desperacji. Żeby odtrącić od siebie tysiące głupich myśli zaczęłam zagłębiać się we wspomnienia, nawet te najbardziej odległe. W mojej głowie kłębiły się obrazy mamy, Amelii a nawet Alexa, nasze wspólne wyjazdy, wakacje nad morzem, te najlepsze czasy kiedy jeszcze mama była zdrowa, a jedynym zmartwieniem jakie miałam to osiągnięcie jak największych sukcesów w szkole. Zawsze chciałam być we wszystkim najlepsza, lepsza niż inni. Teraz zamiast zastanawiać się jak uciec z tego podłego miejsca powinnam myśleć jaką uczelnię wybiorę, bo w końcu zainteresowały się mną dwie z najlepszych na całym świecie. Znów do moich myśli wdarł sie Harry, zaczęłam zastanawiać się jakie on prowadził dotychczas życie, czy dobrze się uczył, czy ma dziewczynę i swoich najlepszych kumpli, wygląda na niewiele starszego ode mnie, być może jest nawet w moim wieku, sam powinien zastanawiać się nad kierunkiem studiów, a może już ma coś konkretnego na oku? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie niewielki snop światła wpadający do pomieszczenia przez uchylone drzwi, nawet nie słyszałam przekręcenia klucza. Chwilę później całe pomieszczenie wypełniło się światłem a moim oczom ukazał się Harry, który trzymał w rękach dwie torby. Bałam się na niego spojrzeć, a gdy już znalazłam w sobie dość odwagi by to zrobić bardzo się zdziwiłam. Z jego twarzy nie mogłam odczytać żadnych emocji, byłam niemal pewna, że wparuje tu wkurzony i zrobi mi ogromną awanturę po czym dostanę w twarz i znów zasnę na kilka godzin, dlatego brak jakichkolwiek oznak złości był dla mnie dość zaskakujący.
Chłopak przykucnął przy mnie po czym podał mi dwie torby.
- Wydaje mi się, że masz tu wszystko, co będzie ci potrzebne, żeby doprowadzić się do porządku. Nie byłem pewien ekhm.. - zlustrował mnie wzrokiem i byłam niemal pewna, że trochę się zarumienił. - Nie wiedziałem jaki masz rozmiar ubrań, mam nadzieję, że dobrze trafiłem - powiedział wskazując torbę, w której zapewne znajdowały się ubrania.
- Dziękuję - spojrzałam na niego na ułamek sekundy, po chwili znów spuszczając wzrok.
- Anastasio, chciałbym żebyś wiedziała - zaczął, a ja żeby zająć się czymkolwiek zaczęłam przeglądać rzeczy znajdujące się w torbach.
Chwyciłam butelkę wody i spojrzałam na niego pytająco.
- Pij, śmiało - usłyszałam po czym wzięłam kilka dużych łyków wody i zaczęłam dalej grzebać się w rzeczach. Jeansy marki Wrangler? Co to ma być? Nie dość, że ten dupek trafił z rozmiarem to jeszcze kupił jedne z najdroższych spodni.
- Widzę, że nie musisz oszczędzać pieniędzy - powiedziałam z pogardą. W moim domu nigdy się nie przelewało, musiałam odkładać każdego funta by móc kupić sobie nowe, markowe ubrania a on od tak kupuje komuś, kogo i tak planuje prędzej czy później skrzywdzić spodnie, na które ja zbierałabym dwa miesiące.
- Nie nałożę tego - burknęłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Widziałam że w torbie znajdują się też różnego rodzaju kosmetyki. - Tego też nie zamierzam używać - odsunęłam od siebie obie torby.
- Posłuchaj i spróbuj nie wtrącać mi się w zdanie - powiedział. - Musisz wiedzieć, że jestem tu ostatnią osobą, która chciałaby cię skrzywdzić, dlatego myślę, że powinnaś być na tyle mądra żeby nie próbować krzywdzić mnie - zaśmiał się. - Jedynie twój ojciec zasługuje na jakiekolwiek krzywdy i przykrości, uwierz mi. Zacznijmy od nowa, bez przekrętów i idiotycznych prób uwolnienia się. Jestem Harry, jak mniemam twój rówieśnik, miło mi cię poznać Ano, a teraz ubierz się proszę i doprowadź do porządku, bo za chwilę wychodzimy - uśmiechnął się wyciągając do mnie dłoń a ja kompletnie oniemiałam.
((Harry))
Kiedy dziewczyna skończyła brać prysznic i mogłem ją zaprowadzić ponownie do pomieszczenia, w którym się znajdowała przez ten cały czas, zszedłem na dół i wyszedłem na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyciągnąłem z kieszeni paczkę papierosów, po czym jednego z nich odpaliłem, opierając się o ścianę naszej siedziby. Zamknąłem oczy i zacząłem wszystko analizować czy aby na pewno robimy wszystko dobrze, i czy właściwie ta dziewczyna jest nam potrzebna. Kurt mówi, że to najlepsza przynęta na jej ojca. Mimo, że nie przepadam za tym wieśniakiem to wiem, że ojciec szanował go najbardziej ze wszystkich swoich wspólników i czy tego chcę czy nie, mam brać pod uwagę jego pomysły. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi a potem ujrzałem szeroką i dosyć niską postać, co wskazywało na to, że to był nie kto inny jak Kurt.
- I co Styles, romans z naszą księżniczką udany? Powiedz nam chociaż kiedy ją zaliczysz - powiedział drwiąco, odpalając papierosa.
Spojrzałem na niego i wypuściłem dym.
- Słuchaj durniu, nazywaj to sobie jak chcesz - ponownie się zaciągnąłem, wypuszczając dym prosto na jego twarz. - Ta dziewczyna jest dla mnie nikim. Może nawet umrzeć, wszystko mi jedno. Chcę żeby zaczęła mi ufać, żeby współpracowała z nami, rozumiesz? Myślisz, że przez gwałt czy bicie jej to zacznie coś robić? - wyrzuciłem skończonego papierosa. - Oczywiście, że nie. Może nawet w jakiś sposób nam uciec i zeznać policji, że znęcamy się nad nią a co gorsza, że ją porwaliśmy. A to byłoby chujowe, nie sądzisz? - miałem nadzieję, że Kurt mi uwierzy, bo sam na chwilę obecną nie wierzę w to, co mówię.
Kurt patrzył na mnie i wyglądał jakby nad czymś się zastanawiał, po czym zaczął się śmiać.
- Oj Harry - pokręcił głową. - Jeszcze tyle musisz się nauczyć, bo na razie nie dorównujesz swojemu ojcu ani trochę. I nie myśl sobie, że ta dziewczyna odejdzie od nas kiedy jej ojciec zostanie zabity. Zamierzam się z nią w końcu zabawić po tym wszystkim, od początku mam ochotę na jej ciało - zaśmiał się a jego twarz wyglądała tak jakby ten moment odgrywał się przed jego oczami.
- Ale wiesz co Harry? To nie jest głupi pomysł żeby ci zaufała. Najlepiej to rozkochaj ją w sobie.
- Co? - zaśmiałem się z niedowierzaniem. - Pojebało cię do reszty? - czy on był poważny?
- Przemyśl to. Myślę, że w taki sposób szybciej zdobędziesz jej zaufanie. - Skończył palić papierosa i wszedł do środka.
*********
Siedział w swoim fotelu w sali konferencyjnej przy dużym stole. Miał idealny widok na każdego ze swoich współpracowników.
Wstał, kiedy wszyscy zajęli już miejsca:
- Zebraliśmy się tutaj może w trudnej sprawie, a może nawet i nic nie znaczącej, i zapewne nawet domyślacie się o co może chodzić - westchnął zrezygnowany. - Między innymi chodzi o moją córkę, którą podkreślę, że widziałem może trzy razy w życiu, wiem, że nie jestem najlepszym wzorem na ojca, ale sami wiecie, że dla naszego interesu poświęcę wszystko a nawet własną rodzinę. Przejdźmy zatem do sedna naszego spotkania. Wiecie sami jaką ważną pozycję mam wśród nas wszystkich, a beze mnie to wszystko straciłoby na wartości, dlatego czekam na wasze propozycje w tej całej sprawie.
- Nie rozumiem sensu tego spotkania, wezwałeś nas po to żeby powiedzieć nam jak ważna jest twoja osoba i że tak naprawdę gówno obchodzi cię co stanie się z twoją córką? - powiedział jeden z moich wspólników.
- Może zamiast pieprzyć nam jak ważny jesteś, to przestań zgrywać panienkę i ją kurwa uratuj, bądź mężczyzną takim jak właśnie siebie opisujesz - krzyknął ktoś przy drzwiach.
Nie wiedziałem co powiedzieć. Każdy z nich uważał, że jestem tchórzem. Możliwe. Lubię mieć szczerych pracowników, jednak boję się, że gdy zrobię jeden niewłaściwy krok, a wszystko na co tak ciężko pracowałem przez całe życie może mi uciec sprzed nosa. Widocznie jednak nie mam wyboru.
- Dobra robimy to.
******
Harry kazał ubrać mi się w czerwoną obcisłą sukienkę oraz włożyć czarne szpilki. Nigdy w życiu z własnej woli nie ubrałabym się tak, ponieważ cenię w sobie skromność, a bycie wyzywającą nie leży po mojej dobrej stronie. Nie wiedziałam też dokładnie co się dzieje, ponieważ Harry nałożył mi czarną opaskę na oczy żebym nie widziała zupełnie niczego, po czym pomógł mi wejść do samochodu, a podkreślę, że ciężko było mi się w drapać do wozu w tych szpilkach. Jak za każdym razem pytałam gdzie jedziemy, gdzie mnie zabiera i na co jestem mu dzisiaj potrzebna, to odpowiada krótko - spotkanie biznesowe. No tak, powinnam się w końcu zamknąć, bo moja ciekawska wszystkiego strona może wprowadzić mnie do grobu szybciej niż bym tego chciała.
Gdy Harry wsiadł po stronie kierowcy, usłyszałam, że nagle zablokował drzwi w aucie żebym nie mogła wyjść.
- Serio? - warknęłam pod nosem.
- Jestem gotowy na wszystko Ano, nie ufam ci i trochę minie czasu zanim odmieni mi się to. - Odparł ze spokojem w głosie, co ostatnio jest u niego codziennością.
Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie, co było jak dla mnie bardzo niekomfortowe, nie wiem nawet jak długo jechaliśmy, czy jest dzień czy noc. Mam nadzieję, że ten cały koszmar się szybko skończy.
- Jesteśmy już - odparł po czym wyszedł z samochodu, po chwili otworzył mi drzwi i gdy ustałam na ziemi, on zdjął mi opaskę z oczu.
- Boję się - szepnęłam.
On gdy usłyszał moje słowa, spojrzał na mnie jakby z troską? Nie wiem jak to opisać, Harry jest osobą, którą ciężko rozszyfrować. Może właśnie ta jego tajemniczość sprawia, że jednak chciałabym wiedzieć co się kryję pod tą zimną, bezuczuciową maską.
Jego oczy szybko wróciły do swojej dawnej postaci.
- Chodźmy, nie chcę się spóźnić, to spotkanie jest dla mnie bardzo ważne - chwycił mnie za rękę bez żadnych ogródek, po czym pociągnął mnie w stronę jakiegoś lokalu w stylu lat 50.
W środku nie było zbyt przyjemnie, to wszystko wyglądało jakby to była siedziba jakiegoś gangu czy coś, ale mam nadzieję, że to tylko takie dekoracje, a ci ludzie to wcale nie gangsterzy.
Podeszliśmy do jakiejś grupki, która wstała ze swoich miejsc gdy nas zobaczyła.
- Chciałbym wam przedstawić Anastasię, to właśnie jej ojciec spierdolił nam cały wspólny interes - rzekł Harry.
- No proszę, proszę - odpowiedział jeden z przerażających typów, po czym chwycił moją dłoń by ją pocałować, jednak Harry szybko zareagował i odsunął mnie od niego.
- Czy mogłabym skorzystać z toalety? - szepnęłam do Harrego, obiecując mu, że nie zrobię nic głupiego.
Skierowałam się do łazienki i gdy weszłam przekręciłam zamek w drzwiach żeby nikt tu nie wchodził, musiałam ochłonąć. Spojrzałam w lustro i nagle zamarłam. Strasznie schudłam przez ostatnie dni, miałam podkrążone oczy, kilka siniaków na moich ramionach oraz lekkie zadrapania na moich policzkach. Nawet nie sądziłam, że wyglądam tak strasznie.
Osunęłam się po ścianie i już nie wytrzymałam, łzy samoczynnie płynęły mi z oczu. Byłam taka bezsilna, chciałabym żeby już się to skończyło. Tęsknie za domem a przede wszystkim za mamą, która prawdopodobnie umiera z rozpaczy.
Dlatego za to wszystko coraz bardziej nienawidzę mojego ojca, którego nigdy nie poznałam, a jednak potrafił zniszczyć moje życie.
Stockholm Syndrome
sobota, 6 sierpnia 2016
niedziela, 6 grudnia 2015
Czwarty
5 seconds of summer - wrapped around your finger
Siedziałem na kanapie, pijąc wodę i czekając aż ten kretyn w końcu tutaj wróci. Jeszcze trochę serca mam w sobie, nie chciałem jej zagłodzić, w sumie ona jest tutaj zbędna, ale to świetna przynęta na Josha i czułem to w kościach, że niedługo pojawi się tutaj po nią, a wtedy zemszczę się, za to co on zrobił całej mojej rodzinie.
Siedziałem na kanapie, pijąc wodę i czekając aż ten kretyn w końcu tutaj wróci. Jeszcze trochę serca mam w sobie, nie chciałem jej zagłodzić, w sumie ona jest tutaj zbędna, ale to świetna przynęta na Josha i czułem to w kościach, że niedługo pojawi się tutaj po nią, a wtedy zemszczę się, za to co on zrobił całej mojej rodzinie.
Po chwili usłyszałem jak
Anastasia zaczęła krzyczeć. Dobra uderzyłam ją może raz, ale nie
krzyczała wtedy. Czułem, że muszę wstać, nie zważając na to, że Kurt
kazał mi wyjść z pomieszczenia. Ruszyłem w stronę wrzasku, bo zacząłem
się zastanawiać, co on z nią wyprawiał. Otworzyłem i zapaliłem światło, a
moim oczom ukazał się widok nagiej Anastasii, jej twarz była spuchnięta
od łez. A tuż przed nią widniało nagie, wielkie dupsko Kurta. O nie, to
nie było zaplanowane. Kurt odwrócił się do mnie, gdy tylko zobaczył,
że zapaliłem światło.
- Mówiłem ci smarkaczu,
że masz się tu nie pokazywać! - warknął nawet na mnie nie patrząc.
Zakrył jej usta żeby nie krzyczała, a dziewczyna wykorzystała okazję, po
czym ugryzła go w palec. Kurt od razu zareagował i uderzył ją w twarz.
Dość. Nie mogłem na to
patrzeć. Ruszyłem w jego stronę i odciągnąłem go od niej, co było dla
mnie wyzwaniem. Anastasia skuliła się i zaczęła płakać. Kurt leżał na
ziemi, a ja klęczałem nad nim i obijałem jego twarz pięściami.
- Ty jebany kutasie! Dał
ci ktoś prawo do dotykania jej w ten sposób? - wziąłem go za kołnierz
jego swetra i podniosłem ku sobie.
- Mogę robić co mi się
żywnie podoba, nawet wyruchać tą dziwkę, a tobie gówno do tego, to nie
ty tutaj przejmujesz stery - warknął w moją stronę.
Nawet nie przejmowałem się tym, że ten idiota nie miał spodni ani bielizny na sobie.
- Tobie też nikt ich nie
przydzielił, tu chodzi o mojego ojca, a jak szukasz dziwek to
zapierdalaj do jakiegoś klubu. Chociaż wątpię czy jakaś zechce tracić
czas na szukanie twojego penisa pod warstwą tego tłuszczu, a teraz
wypierdalaj stąd albo jeszcze bardziej cię dobiję!
On pospiesznie wstał i
zaczął się ubierać, po czym wyszedł z pomieszczenia, mówiąc, że jeszcze z
nim porozmawiam o tym. Pierdol się.
Spojrzałem na trzęsącą się dziewczynę, która bała się na mnie spojrzeć. Zdjąłem bluzę i ją przykryłem.
- Nie skrzywdzę cię, nie tak jak on.
- "Nie tak jak on" -
szepnęła, zachrypniętym głosem. - Ale to robisz Harry - dalej na mnie
nie patrzyła - nic nikomu nie zrobiłam, nie mam pojęcia co ja tutaj
robię, nie mam nic wspólnego z moim ojcem, gdyż od zawsze wmawiano mi,
że nie żyje, nie wiem jak wygląda, w domu czeka na mnie schorowana
matka, która pewnie już odchodzi od zmysłów, bijecie mnie, za to, że
ojciec, do którego kazaliście mi zadzwonić, nie chciał ze mną rozmawiać i
na dodatek jakiś niewyżyty człowiek prawie mnie zgwałcił! Nienawidzę
tego miejsca, a już szczególnie ciebie, bo to ty mnie w to wszystko
wkręciłeś, nawet cię nie znam, a ty wiesz o mnie więcej zapewne niż moja
własna matka! - krzyczała, płacząc jednocześnie.
- Nigdy nie zrozumiesz
jak to jest stracić ojca. Mieć go, czuć się kochanym i stracić go z dnia
na dzień, bo jakiś dupek ma kaprys odebrania ci tego co jest dla ciebie
w życiu naprawdę ważne. Dopiero wtedy, gdy zobaczę cierpienie twojego
ojca będę mógł spokojnie zasnąć. Możesz mieć mnie za okropnego i
bezdusznego idiotę, być może masz rację, ale rodzina jest czymś, co
należy chronić zawsze, za wszelką cenę - powiedziałem, nie dowierzając,
że się na to zdobyłem. Dziewczyna patrzyła na mnie pustym wzrokiem.
Przez chwilę wydawało mi się ze zobaczyłem w jej oczach cień
współczucia, jestem pewien ze potrafiłaby mnie zrozumieć, gdyby tylko
spróbowała. Gdy już zamierzała się odezwać, do pomieszczenia wszedł
jeden z ochroniarzy pilnujących budynku.- Styles, jesteś proszony na
rozmowę, podobno jej ojciec próbował kontaktować się z jednym z naszych -
oznajmił wskazując na wciąż przestraszona dziewczynę.
Spojrzałem na Anastasię,
a później znów na ochroniarza, którego imienia nie znałem, cholerka
nawet nie wiem z kim mam czelność pracować.
- Zaraz przyjdę daj mi pięć minut, dobra?
On skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
- Chodzi ci o cierpienie
mojego ojca, czyli mam rozumieć, że chcesz mnie tak krzywdzić, że
sprawisz mu to cierpienie? - zapytała szeptem.
Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, wpatrywałem się w nią aż w końcu na mnie spojrzała.
- Czyli zgadłam.
Nie zasługiwała na to
wiem. Jestem też okropnym człowiekiem, skrzywdziłem wielu ludzi, nie
panuję nad agresją, nawet potrafię podnieść rękę na kobietę. Potem męczą
mnie wyrzuty sumienia, ale staram się je spychać na drugi plan.
Wszystko przez jej jebanego ojca, gdyby nie on, nie była by tu dzisiaj
ze mną. Ja miałbym rodzinę w komplecie, planowałbym na jakie studia chcę
iść, kim chciałbym zostać w przyszłości, a ona na pewno robiłaby coś
innego niż siedzenie tutaj z ludźmi, których nie zna i się boi. Nie
potrafię nawet wyobrazić tego jak się czuję.
- Musisz tu z nami być,
nie wypuścimy cię tak szybko, bo prawdopodobnie pierwsze co zrobisz,
naślesz na nas psy a wtedy byłoby nie przyjemnie. Nie tylko moim
pracownikom, ale także tobie i twojej rodzinie. Musisz zapamiętać, że
jestem osobą, która się mści, każdy twój ruch, każda myśl, każdy czyn
zadecyduje o twoim losie, także miej to na uwadze. Przyniosę ci jakieś
ubrania. - Wyprostowałem się i wyszedłem z pomieszczenia.
Oparłem się o drzwi i
odetchnąłem. To wszystko jest zbyt męczące, wcale nie planowałem tego
wszystkiego. Ruszyłem w stronę mojego tymczasowego pokoju by wziąć dla
niej kilka moich ubrań. Nie powinienem się o nią tak troszczyć, ale chcę
żeby chociaż trochę mi zaufała i zaczęła współpracować.
* * *
Gdy Harry wyszedł z tego pomieszczenia, zaczęłam cicho szlochać. Powinnam być silna, ale nie potrafię. Poddałam się emocjom, które mnie teraz opanowały, po prostu nie mogłam przestać płakać. Bałam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Czy pobiją mnie, tak że nie będę w stanie ruszyć nawet palcem lub zgwałcą mnie, że będę pragnęła tego żeby mnie zabili albo co najgorsze zrobią obie rzeczy na raz.
Gdy Harry wyszedł z tego pomieszczenia, zaczęłam cicho szlochać. Powinnam być silna, ale nie potrafię. Poddałam się emocjom, które mnie teraz opanowały, po prostu nie mogłam przestać płakać. Bałam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Czy pobiją mnie, tak że nie będę w stanie ruszyć nawet palcem lub zgwałcą mnie, że będę pragnęła tego żeby mnie zabili albo co najgorsze zrobią obie rzeczy na raz.
Wytarłam swoje oczy,
ciągając nosem. Nie mogę tak tu tkwić. Muszę coś wymyślić, ale nie wiem
co. Nie ma stąd ucieczki. Boże, daj mi siłę. Nie wiem co ci ludzie mi
zrobią, mam nadzieję, że Harry nie dopuści do najgorszego, pokazał mi to
dzisiaj. Obronił mnie od gwałtu. Chyba mogłam mu trochę zaufać? Nie, o
czym ja myślę. On jest tacy jak oni, już podniósł na mnie rękę, ale z
jednej strony, chciał mnie nakarmić, a teraz poszedł mi po jakieś
ubranie. To chyba troska? Ale dlaczego to robi? Od początku wydawał mi
się, że jest z nich wszystkich najgorszy, ale on jak to podkreślił, lubi
się mścić, tak jak teraz to robi. Mści się na moim ojcu, moim kosztem.
Zastanawiałam się,
dlaczego matka mnie okłamała. Od zawsze zachowywała się dziwnie, kiedy
chciałam o nim porozmawiać, od razu zmieniała temat, jakby nie chciała
mi nigdy o tym mówić, p o czym goniła mnie do lekcji, czy do kościoła
żeby tylko o tym nie mówić. Ciekawi mnie to, co jeszcze ukrywa. Harry
zna całą biografię mojej rodziny, ale pewnie nie będzie chciał mi o tym
powiedzieć. Muszę sprawić żeby jakoś mi zaufał. Tylko jak? Skoro nawet
ja mu nie ufałam.
Położyłam się
zrezygnowana na zimną podłogę aż coś wbiło mi się w ramię. Było ciemno i
nie za bardzo wiedziałam co to jest. Usiadłam i zaczęłam szukać obiektu
aż w końcu znalazłam. Wzięłam ową rzecz do ręki i zaczęłam dotykać żeby
stwierdzić co to jest.
Scyzoryk.
Zaczęłam piszczeć ze
szczęścia, bo Bóg odpowiedział w końcu na moje modlitwy. Oczywiście nie
chciałam nikogo zabić, ale to przyda mi się żeby stąd jakoś uciec,
przynajmniej miałam taką nadzieję. Schowałam nożyk do kieszeni od bluzy,
którą dał mi Harry i zapięłam się aż pod szyję, czekając na to aż
brunet w końcu tu wróci. Już zaczynałam zasypiać aż w końcu usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi kluczami, po czym tu wchodzi. Bałam się, że to nie Harry, ale gdy tylko zapalił światło, rozwiał wszystkie moje wątpliwości.
- Przyniosłem ci rzeczy - położył je obok mnie, a jedynie cicho podziękowałam.
- Idę na to spotkanie, później tu wrócę i przyniosę tobie coś do jedzenia. Ubierz się.
Chłopak wyszedł, ale zostawił zapalone światło, tak żebym mogła spokojnie się ubrać. Przyniósł mi jakieś jeansy, które na pewno nie należały do niego, a zapewne do jego dziewczyny. Mam nadzieję, że nie będzie się na niego złościć z mojego powodu, o ile ma pojęcie o tym, czym jej ukochany się zajmuje.
* * *
Wszedłem do mojego ' gabinetu', gdzie aktualnie znajdował się Kurt, który patrzył się na mnie jakby planował moją śmierć i jakiś chłopak, który chyba nazywał się Luke. Muszę zacząć uczyć się ich imion, bo to robi się denerwujące. Dlaczego słowo gabinet jest w cudzysłowie? Już tłumaczę. Miejsce naszych spotkań nie było takie jak w typowym gabinecie, gdzie znajduje się biurko, za którym powinienem siedzieć, a przede mną jakieś wygodne fotele, gdzie siedzieliby moi pracownicy, którzy by słuchali tego co mam do powiedzenia. W pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy, była lodówka, stół, blat, na którym były puste opakowania po pizzy. Tak, to była kuchnia, z której tylko ja korzystałem, bo inni nie lubili sobie gotować, więc zamawiali fas foody.
- Więc po co zostałem tu wezwany? - zwaliłem pudełka i usiadłem na blat, czekając na to co mogą mieć do powiedzenia.
- Dzwonił do nas facet, który wypytywał o córkę Dawsona, prawdopodobnie to był jego sekretarz, ale to mało istotne. Groził nam, że jeżeli jej nie oddamy, to użyją do tego specjalnych środków - zaśmiał się i wziął łyka swojej coca coli. - Powiedziałem mu, że nie możemy się odczekać tego aż w końcu się zjawili i żeby nie był taki groźny tylko dał mi do porozmawiania z Dawsonem, on od razu się rozłączył - Luke skończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie.
- A już myślałem, że Josh zdobędzie się na coś odważniejszego, że zrzuci na naszą bazę jakieś bomby czy coś - zaśmiałem się. - Ale robi postępy, w końcu przyznaje się do tego, że ma córkę. Śmieszy mnie to wszystko. Bał się sam zadzwonić, więc wynajął jakiegoś frajera, który zrobi za niego wszystko. Patrzę, że nasz przyjaciel wcale się nie zmienił - prychnąłem.
- Może to jest właśnie jego część planu? - odparł Luke. - Tak czy siak musimy uważać.
- Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą, Kurt idź powiedz wszystkim, że mają być gotowi na wszystko, nie możemy popełnić żadnego błędu i nie patrz na mnie tym morderczym spojrzeniem, bo na prawdę to nie robi na mnie żadnego wrażenia. Masz jej nie dotykać, to nie jest takie trudne. - Uśmiechnąłem się do niego żeby tylko bardziej go zdenerwować, a on mruknął coś pod nosem i wyszedł z kuchni.
- Dzięki Luke za tą informację, możesz wrócić do pracy.
- Nazywam się Lewis, ale nie ma za co - poklepał mnie po ramieniu.
- Wyglądał bardziej na kogoś, kto ma na imię Luke, więc będę tak na ciebie już mówić, myślę, że się nie obrazisz - uśmiechnąłem się.
- Jest w porządku - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
Otworzyłem lodówkę i wziąłem z niej wodę. Zrobiłem jej kilka kanapek i poszedłem na górę, żeby ją nakarmić. Po co się tak starałem o jej dobro? Nie mam pojęcia.
* * *
Usłyszałam jak drzwi ponownie się otwierają, wiedziałam, że to Harry. Schowałam rękę do kieszeni, w której miałam scyzoryk, po czym uśmiechnęłam się lekko do niego, co mnie bardziej zdziwiło odwzajemnił uśmiech, ukazując swoje dołeczki.
- Zrobiłem ci kilka kanapek, no i przyniosłem wodę - położył jedzenie obok mnie, po czym usiadł obok mnie, jednak dalej przestrzegając zasady przestrzeni osobistej. Było mi głupio, bo on jednak się starał, a ja miałam w zamiarze go podle potraktować, jeden głupi ruch mógł sprawić, że pobiłby mnie na kwaśne jabłko. Bądźmy też szczerzy, nie miałam pojęcia gdzie obecnie się znajduję. Mam nadzieję, że nie wywieźli mnie daleko.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś, nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - powiedziałam, lekko zawstydzona i spojrzałam na jedzenie. Od razu mój żołądek wydał z siebie dźwięk przeraźliwego głodu.
- Musiałem, nie chcę żebyś umarła.
Co on powiedział?
- Co?
- No jesteś nam potrzebna, już ci mówiłem dlaczego - powiedział drapiąc się po karku. - Zjedz, nie krępuj się.
Musiałam coś zjeść. Gdyby udało mi się stąd uciec, to prawdopodobnie nie uciekłabym daleko, bo byłabym zbyt głodna, dlatego wzięłam się za jedzenie przygotowanych przez Harrego kanapek.
Gdy tylko skończyłam jeść oraz gdy wypiłam całą zawartość butelki, którą mi przyniósł, mogłam myśleć nad tym, jak to zrobić żeby odwrócić jego uwagę.
- Dziękuję ci jeszcze raz za te kanapki - uśmiechnęłam się do niego moim aktorskim uśmiechem. Co bardzo mnie ucieszyło, kupił to.
- Mam nadzieję, że ci smakowały.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zachichotałam.
- Będę już się zbierał, postaraj się zasnąć - wstał i podszedł do drzwi.
Nie ! Nie wychodź. Kurczę, Ana, myśl.
- Harry... - zaczęłam niepewnie.
On się odwrócił i spojrzał na mnie.
- Tak?
- Czy mogę cię przytulić? - szepnęłam, na tyle by mógł to usłyszeć.
Zapewne zdziwiło go moje pytanie, bądźmy szczerzy, mnie również, ale w tym momencie nie mogłam wpaść na coś lepszego. Nie czekając dłużej, gdy tylko wstałam, od ruszył w moją stronę i lekko mnie objął.
To był właśnie ten moment. Chwyciłam delikatnie scyzoryk z kieszeni i już miałam go dźgnąć, ale chwycił moje ramię i wykręcił mi je.
Jęknęłam z bólu, bo aż wylądowałam na ziemi.
- Myślałaś, że jestem taki głupi? Oddaj mi ten scyzoryk - warknął w moją stronę.
- Dobra, tylko mnie puść! - krzyknęłam.
On puścił mnie a ja od razu chwyciłam się za ramię.
- Od razu wiedziałem, że jest coś nie tak, gdy tylko chciałaś mnie przytulić. Scyzoryk. Teraz.
Podałam mu go, a on schował srebrną rzecz do tylnej kieszeni swoich spodni.
- Lepiej się wyśpij, bo nie chciałbym być teraz w twojej skórze. Do jutra - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
No pięknie.
wtorek, 18 sierpnia 2015
Trzeci
Obudził mnie głośny huk zamykanych drzwi, nie byłam w stanie stwierdzić jak długo spałam i jaka jest pora dnia. Znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym nie było ani jednego okna, panował tu zaduch a jedyne co mogłam zobaczyć, ledwie otwierając oczy to ciemność spowodowana opaską, którą nałożono mi na oczy.
- Twój kochany tatuś chyba zapomniał czym jest ojcowska miłość- usłyszałam silny, męski głos dobiegający z przerażająco bliskiej odległości.
- Jjj..ak to?- zapytałam drżącym głosem.
- Jeszcze pytasz? Nie ma cię w domu od 13 godzin, szuka cię pół miasta, ten skurwysyn jednym telefonem załatwiłby wszystko, ale wiesz co? Chyba go nie obchodzisz!- zaśmiał się mężczyzna.- Właśnie dlatego do niego zadzwonisz i poprosisz o pomoc- usłyszałam po czym jednym ruchem zerwano mi opaskę przystawiając telefon pod nos.
W pomieszczeniu było równie ciemno jak chwilę wcześniej, gdy moje pole widzenia ograniczało się do ciasno ściśniętych powiek.
- Nie znam swojego ojca, nigdy nie widziałam go na oczy i nie rozmawiałam z nim, pewnie właśnie dlatego nie obchodzi go moje zaginięcie, przykro mi ale trafiliście na okup, na którym mu ani trochę nie zależy, więc po prostu wypuśćcie mnie i dajcie mi spokój!- powiedziałam jednym tchem, czego od razu pożałowałam bo w odpowiedzi otrzymałam siarczysty policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mówić mi co mam robić i jak mam robić, zrozumiałaś?!- krzyknął wysoki mężczyzna, pchając mnie w kąt pomieszczenia.
Upadłam z taką siłą, że usłyszałam trzask łamanego drewna, za co chwilę później mi się oberwało.
- Kurt mnie zabije, do chuja, przynosisz same straty, zero zysków!
Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej, łzy leciały z moich oczu jedna za drugą. Mimo kilku godzin snu czułam się wykończona, byłam też głodna i brudna, moje dotychczasowo spokojne życie legło w gruzach,a to,co działo się teraz było absurdalne.
- Posłuchaj, albo wykonasz ten jeden, jebany telefon albo spuszczę ci taki w pierdol, że nie przetrwasz tej nocy, rozumiemy się?- zagroził, chwytając mnie za podbródek.
Wzięłam telefon do ręki, drżącymi palcami nacisnęłam zieloną słuchawkę, wybierając numer mężczyzny, z którym miałam okazję rozmawiać pierwszy i zapewne ostatni raz.
-Halo, tu Ana - zaczęłam z trudem powstrzymując się od wybuchu płaczu.
-Ana? Przepraszam? To chyba jakaś pomyłka - usłyszałam głos dobiegający z słuchawki. Nim zdążyłam się ponownie odezwać, rozległ się sygnał urywanego połączenia.
Przełknęłam ślinę, spuściłam głowę w dół, nie będąc pewna co zaraz nastąpi. Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i schował go z powrotem do kieszeni, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie tu kompletnie samą.
Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie wparowała tu policja, dlaczego nikt nic z tym nie robił? Komu ja tak bardzo zawiniłam? Oparłam się plecami o zimną ścianę i zamknęłam na chwilę oczy. Jeżeli nie wyjdę stąd jak najszybciej, prawdopodobnie oszaleję. Miałam tyle pytań na temat mojego ojca, mojej całej rodziny. Jednak byłam pewna, że raczej nikt nie udzieli mi na nie odpowiedzi. Nie rozumiałam tego, jakim sposobem wiedzieli coś czego ja nie wiem? Czy mama okłamałaby mnie, że mój ojciec nie żyje? Nie, nie, na pewno by tego nie zrobiła.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam wysokiego chłopaka. Zapewne był to Harry, który kilka minut temu potraktował mnie bardzo brutalnie. Odwróciłam wzrok, starałam się patrzeć wszędzie byleby nie na niego, nie chciałam go bardziej zdenerwować.
Ukucnął naprzeciwko mnie i chwycił za mój podbródek, tak żebym na niego spojrzała. Gwałtownie odsunęłam się od niego, ponieważ bałam się, że znowu oberwę. Schowałam się w kącie, podkulając nogi i obserwując go.
On natomiast nie spuszczał ze mnie wzroku. Jeżeli nie przestanie się tak na mnie gapić to po prostu spłonę. Jego spojrzenie było takie przytłaczające.
- Twoje imię to Anne? - zapytał, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
Prychnęłam, nie wiem, czy on próbował udawać miłego? Po tym jak dał mi w twarz i nawet nie przeprosił? Jaki facet bije kobietę po twarzy? Już na samym początku stracił w moich oczach.
- Nie prychaj na mnie, tylko odpowiadaj na pytania - powiedział już nieco ostrzej, przybliżając się.
- Nie - rzekłam cicho. - Jestem Anastasia - powiedziałam zgodnie z prawdą, nawet na niego nie patrząc. - Czy teraz ja mogłabym cię o coś zapytać? Błagam, chociaż jedno pytanie - podniosłam na niego wzrok.
On nie odpowiedział tylko wciąż się na mnie patrzył. Uznałam to jako pozwolenie.
- Nie rozumiem dlaczego mnie tu trzymacie skoro tak naprawdę chodzi wam o mojego tatę, co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam, mierząc go wzrokiem.
Spojrzał się na swoje ręce, śmiejąc się. Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Wydaję mi się, że już wielokrotnie udzieliliśmy ci odpowiedzi na to pytanie Anastasio.
- Chciałabym wiedzieć więcej, jestem jakąś przynętą? Są różne sposoby, byście go dorwali - powiedziałam cicho.
Kręciło mi się w głowie, założę się, że Harry musiał słyszeć wygłodniały ryk mojego żołądka.
Znów zbliżył się do mnie nie odzywając się ani słowem, przykucnął i po prostu mi się przyglądał. Czułam się niezręcznie, ulokowałam swoje spojrzenie na dłoniach i zaczęłam nerwowo pstrykać paznokciami.
-Zaraz wrócę - oznajmił Harry po czym opuścił pomieszczenie.
Minęło parę dobrych minut zanim pojawił się z powrotem. Ku memu zdziwieniu w jego dłoniach zauważyłam niewielka reklamówkę, którą rozpoznałam niemal od razu.
- Piekarnia Beeker's - najlepsza w mieście - powiedział, podstawiając mi ją pod sam nos.
- Dziękuję..- odpowiedziałam zdziwiona, od razu zabierając się do jedzenia, gdy tylko mnie rozwiązał. Nie jadłam zaledwie kilka godzin jednakże dla mojego żołądka były to tortury.
Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem, do środka wszedł łysy, ogromny i zdecydowanie bardziej przerażający niż Harry mężczyzna. Na oko miał jakieś 40 lat i na pewno nie był z tych którzy są kochającymi mężami z dwójką dzieci i dobrą pracą.
- Co do chuja!- krzyknął wyrywając mi z dłoni bułkę, którą dostałam chwilę wcześniej od Harrego. - Ty jej to przyniosłeś? - warknął, popychając chłopaka na ścianę.- Na sentymenty cię wzięło idioto? Może jeszcze zaproponujesz jej wspólną kąpiel a zaraz później kolację przy świecach?- zaśmiał się wciąż mocno przyciskając Harrego do ściany,
- Ja tylko chciałem żeby w końcu zaczęła współpracować,odpierdol się Kurt! - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie chcę cię tu więcej widzieć Styles!- powiedział jak mniemam Kurt wyrzucając Harrego za drzwi.
Przyglądałam się całemu zdarzeniu ukradkiem, wiedziałam, że zaraz i mnie się oberwie, to tylko kwestia czasu.
- To co maleńka? Zabawimy się?- zaśmiał się mężczyzna przybliżając się do mnie zdecydowanie zbyt mocno.
**********************
- Zawsze wiedziałam, że kiedyś te twoje cholerne machlojki odbiją się na naszej córce!- krzyczała kobieta, zanosząc się płaczem.
- Gdyby siedziała w domu, tak jak cię o to prosiłem to nic by się nie stało - odpowiedział mężczyzna.
- Słucham? Śmiesz jeszcze narzucać mi, że jej zaginięcie to moja wina? Josh to nastolatka, nie byłam w stanie tak po prostu zamknąć jej w domu! Gdyby nie ty mogłaby wieść normalne życie, a ja nie musiałabym być wstrętnym kłamcą dla swojego dziecka - płakała coraz bardziej.
- Przestańmy się kłócić, chociaż teraz, trzeba zastanowić się co robić. Nie mogę przylecieć do Coventry, zabiją mnie Llyn, wiesz o tym.
- Najlepiej niech to ją zabiją! Ty draniu!- krzyknęła po czym rzuciła słuchawką.
**********************
2 dni później
- Pani Llyn, musi pani zjeść cokolwiek, przecież tak nie da się funkcjonować - powiedziała z rezygnacją opadając na krzesło.
- Amelio mogłabyś sprawdzić skrzynkę na listy? Może pojawiło się coś nowego - poprosiła kobieta ignorując prośbę przyjaciółki córki.
Wiedząc, że i tak nic nie wskóra wyszła wykonując jej prośbę. Oprócz gazetek z reklamami nie było w niej nic wartego uwagi, zawiedziona ruszyła z powrotem do środka. Przed samym wejściem rzuciła się jej w oczy biała koperta wsadzona pod doniczkę z kwiatkiem. Chwyciła ją i drżącymi palcami rozerwała wyciągając z niej kartkę.
Twojej przepięknej córeczce na razie nic nie jest. Podkreślam - NA RAZIE. Przekaż Joshowi, że ma równo 5 dni żeby się do nas odezwać, jeśli nie, znajdziemy inny sposób by go tu ściągnąć.
- Pani Llyn!- przerażona Amelia opuściła kopertę na ziemię.
- Przecież to łańcuszek Anastasii - powiedziała kobieta podnosząc kopertę. Wystawał z niej kawałek biżuterii.
- Nie wiem co tu jest grane ale jeśli Josh to ojciec Any, lepiej niech się pospieszy - powiedziała dziewczyna, podając kartkę zapłakanej kobiecie.
Witamy was ponownie! Wiemy, że czytelników raczej może tu nie być, ale chciałybyśmy was przeprosić za tak długą przerwę. Kończą się wakacje i prawdopodobnie rozdziały będą rzadko, ponieważ z Natalią idziemy już do 1 klasy liceum. Postaramy się żeby były co weekend a nie po 7 miesiącach tak jak teraz. Mamy nadzieję, że się nie złościcie, to tyle :)
niedziela, 18 stycznia 2015
Drugi
- Pani Llyn bardzo panią proszę, niech się pani nie martwi, na pewno znajdzie się jakieś błahe wytłumaczenie, a niebawem będziemy się z tego śmiać - szepnęła Amelia delikatnie kładąc dłoń na ramieniu zdenerwowanej kobiety.
- Jak mam się nie martwić? Mojego dziecka od dziesięciu godzin nie ma w domu, nie daje znaków życia, a ty każesz mi się nie martwić? Od początku wiedziałam, że ta cholerna impreza to zły pomysł.
- Dlaczego nie zawiadomi pani policji?- zapytała dziewczyna.
- Ah, szkoda czasu i tak z tym nic nie zrobią - odpowiedziała spuszczając wzrok w podłogę.
- Na pewno zrobiliby więcej niż my, obdzwoniłam wszystkich naszych znajomych i pobliskie szpitale, nikt nic nie wie i nikt nic nie słyszał. Pani Llyn to dla jej dobra, niech pani zgłosi zaginięcie, a odpowiednie służby się tym zajmą - poradziła przejęta blondynka.
- Zaczekajmy jeszcze do końca dnia - kobieta wyraźnie odrzucała opcję zawiadomienia policji, co prawdopodobnie było ostatnią deską ratunku. - Zastanów się Am, czy Anastasia rozmawiała wczoraj z kimś obcym? - zapytała.
- Naprawdę nie wiem, nie pamiętam. Zapoznałam ją z grupą moich znajomych, a potem poszliśmy się czegoś napić a Ana została, nie wiem co robiła później - przyznała zawstydzona.- Chociaż... właściwie to... wiem! - krzyknęła.- Jake, tak, tak, Anastasia siedziała z Jake'em na tarasie, widziałam ich - powiedziała jednym tchem przypominając sobie urywek wczorajszego wieczoru.
- Co to za chłopak? To niemożliwe, moja córka nie rozmawia z obcymi ludźmi -odburknęła kobieta sięgając po szklankę z wodą i kolejną porcję tabletek.
- Jake jest dobrym chłopakiem proszę pani, a pani córka nie rozmawiała z obcymi ludźmi, ale czas najwyższy to zmienić, nie sądzi pani? - odpowiedziała dziewczyna szukając numeru chłopaka w dość obszernej liście swoich kontaktów.
- Nie ma czasu na wywody na temat tego jak złą jestem matką, masz do niego numer?
- Właśnie szukam, ale obawiam się, że nie. Jednak jest ktoś, kto na pewno go ma - powiedziała z rezygnacją. - Niech pani zaczeka, zaraz go zdobędę - oznajmiła i wybrała z listy kontaktów numer ostatniej osoby z jaką miałaby ochotę rozmawiać.
- Amelia?- usłyszała zachrypnięty głos.
- Musisz mi pomóc Alex - powiedziała bez jakiegokolwiek powitania.
- Co się stało?
- Potrzebuję numeru Jake'a, jak najszybciej - oznajmiła zdenerwowana.
- Możesz powiedzieć mi o co chodzi? Dlaczego masz taki drżący głos? - zapytał chłopak.
- Ugh, nieważne. Proszę Alex podaj mi ten numer - poprosiła.
- Dobrze, masz jakąś kartkę pod ręką?
- Daj mi chwilę - powiedziała idąc do pokoju mamy Anastasii. - Niech pani da mi swój telefon - poprosiła zakrywając głośnik swojego smartfona a Dawson wskazała ręką drewniany stolik stojący przy jej łóżku.
- Już mam, dyktuj - poinstruowała.
- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał, po czym podyktował jej numer.
- Dzięki Alex - odpowiedziała i rozłączyła połączenie, w tym samym czasie wybierając numer w telefonie pani Llyn.
Po kilku trwających wieczność sygnałach w słuchawce odezwał się Jake.
- Kto mówi?
- Cześć Jake tu Amelia, wiem, że wczoraj poznałeś moją przyjaciółkę, no wiesz Anastasię. Po wczorajszej imprezie nie wróciła do domu, siedzę tu właśnie z jej mamą, która jest kłębkiem nerwów, proszę powiedz mi, że jest z tobą - wyjaśniła nie dając mu dojść do słowa.
- Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Rozeszliśmy się wczoraj przed 22 i więcej jej nie zobaczyłem - powiedział.
- Jesteś pewien? To ważne - upewniała się dziewczyna.
- Tak Am. Nie mam pojęcia co się z nią stało - potwierdził.- Muszę już kończyć, powodzenia -rozłączył się.
- Jake też nic nie wie, więc albo powiadomimy policję, albo będziemy siedzieć tak bezczynnie - powiedziała zdenerwowana nieracjonalnym podejściem matki swojej przyjaciółki.
- Nie mogę zawiadomić policji, nie pytaj dlaczego, po prostu nie, musimy czekać - westchnęła bezradnie,
- W takim razie ja to zrobię - oznajmiła Amelia.
****
Leżałam skulona na zimnej posadzce przysłuchując się krokom dobiegającym zza ściany. Wielokrotnie próbowałam się podnieść, jednak zmarznięte i obolałe ciało było zasadniczą przeszkodą, która mi to uniemożliwiła. Związane nadgarstki najbardziej dawały mi się we znaki, sznurek którym zostały związane okropnie mi je nacierał. Wciąż zastanawiałam się, jak to możliwe że się tam znalazłam, kim są ci ludzie i co do cholery mam z nimi wspólnego. Tak bardzo martwię się o mamę, pewnie odchodzi od zmysłów. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi, instynktownie skuliłam się bardziej chowając głowę w ramiona.
-Witam księżniczkę - usłyszałam niski głos, ten sam który po raz ostatni usłyszałam wczoraj. - Jak się dziś czujesz? - zapytał drwiącym głosem mężczyzna. - Zdejmij jej opaskę Harry - rozkazał, po czym usłyszałam silnie stawiane kroki, zmierzające w moją stronę. Przez te kilka godzin mój słuch stał się zdecydowanie bardziej wyostrzony. Chwilę później poczułam na karku ciepłe dłonie sięgające po supeł związany z materiału.
- Witamy - powiedział spoglądając na mnie z pogardą.
- Chcę wrócić do domu - oznajmiłam niepewnie zachrypniętym głosem.
- Ha ha - zaśmiał się starszy mężczyzna podchodząc do mnie i chwytając mnie za ramię. - Najpierw sobie porozmawiamy - uśmiechnął się.
Przełknęłam ślinę i ze strachem w oczach spojrzałam na niego, a później na jego towarzysza, który zdjął mi przepaskę z oczu, po czym ponownie spojrzałam na tego starszego. Zaczęłam się trząść. Sama nie wiem czy to było ze strachu lub z tego, że było mi zimno pomijając fakt, że miałam na sobie jedynie cienką sukienkę, ale wydaję mi się, że z obu tych przyczyn.
- Co słychać u twojego ojca? - tym pytaniem wyrwał mnie z moich beznadziejnych przemyśleń, jednak postanowiłam się nie odzywać i spuściłam głowę, patrząc na podłogę. - Jak to jest mieć ojca krętacza? - w jego głosie słyszałam drwinę, przez co spojrzałam na niego i prychnęłam.
- Nie mam ojca. Musieliście mnie z kimś pomylić, bo mój ojciec nie żyje już dobrych kilka lat - odparłam przygryzając wargę.
- Idiotka - powiedział nagle tamten drugi, podchodząc bliżej mnie, przez co mogłam mu się bardziej przyjrzeć. - Twój pieprzony ojciec przez całe życie był frajerem, kłamcą, krętaczem i tchórzem, przez co przez niego muszą cierpieć niewinni ludzie, a wiesz co jest najzabawniejsze? On wciąż żyje - splunął. - A to jest najgorsze. - Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
To nie mogło być prawdą. Mama by mnie nie okłamała. Nie mogłaby. Ponownie prychnęłam.
- To nie jest prawdą, proszę rozwiążcie mnie, bo nie mam pojęcia co tu robię. W domu czeka na mnie chora matka, która zapewne już traci wszelkie zmysły - powiedziałam ledwo wstając gdyż miałam związane ręce.
Starszy facet pospiesznie podszedł do mnie i znów pchnął mnie na ziemię.
- Nigdzie nie idziesz mała suko, już długo ciebie obserwowaliśmy, wiemy o tobie wszystko jak i całej rodzinie, więc jesteś niezłą przynętą.
Po wypowiedzianych słowach nieznajomego zrobiło mi się niedobrze. To wszystko nie może być prawdą? Dlaczego ja? Komu tak bardzo przeszkadzałam w życiu? Tym ludziom? Przecież nikomu nigdy nic nie zrobiłam. Błagam Boże, pomóż mi to przetrwać.
- Twój ojciec miał wiele firm, gdzie to nie było sprawiedliwe. Wszystko co robił było fałszywe. Wrabianie swoich pracowników, lewe umowy, zabijanie innych nieznanych mu osób. Nie, on nigdy nie zabił człowieka, jednak zawsze komuś zlecał to zadanie. Mówiłem, że straszny z niego tchórz? - zapytał brunet z lokami na głowie.
- Jeżeli naprawdę taki był, oczywiście wam nie wierzę, to co ja mam w tym wszystkim wspólnego?! Ja nawet go nie znam, nic o nim nie wiem, to wszystko co mówicie wydaje się takie mało realistyczne.
- Ale prawdziwe, twoja matka nie była z tobą szczera, gówno wiesz. Twój ojciec i cała twoja pieprzona rodzina łącznie z tobą za to zapłacicie. Pomszczę śmierć mojej matki i ojca. Więc w każdej chwili bądź czujna, twój ojczulek już dostał informację, co się z tobą stało - powiedział niskim głosem, po czym wyprostował się i odwrócił się w stronę drzwi.
- Kurt włóż jej opaskę z powrotem, czekam w samochodzie - powiedział ostatnie słowa i wyszedł.
Niedługo po nim wyszedł jak mniemam Kurt, zostawiając mnie tutaj samą w ciemnościach. Było mi zimno. Zaczęłam łkać z bezsilności. Dobry Boże, naprawdę mnie tak nienawidzisz?
W mojej głowie krążyło setki pytań, na które nikt nie raczył mi udzielić odpowiedzi. Powoli położyłam się na ziemię i się skuliłam, czekając na to co mnie jeszcze dziś spotka.
***
Siedział w swoim fotelu, a w jednej ręce trzymał piwo, a w drugiej pilota zmieniając kanał za kanałem, aż w końcu zostawił na wiadomościach.
" Wczoraj wieczorem zaginęła osiemnastoletnia Anastasia Dawson" powiedziała prezenterka, po czym na ekranie zostało pokazane zdjęcie zaginionej dziewczyny.
On w tym czasie wypluł napój, który trzymał w ustach, po czym pogłośnił dźwięk w telewizorze.
" Anastasia zaginęła późnym wieczorem, nikt nie potrafił udzielić nam przydatnych informacji, matka zaginionej prosi o natychmiastowe zawiadomienie, jeżeli ktoś z miasta Coventry miał nawet jakieś informacje na temat zaginięcia".
Wyłączył telewizor, po czym pospiesznie ruszył do swojego pokoju, by ubrać się. Chwilę później gotowy, wyszedł z domu i chwycił telefon, po czym zadzwonił na numer osoby, z którą nie rozmawiał od lat. Miał nadzieję, że był aktualny.
Ucieszył się, gdy nagle w słuchawce można było usłyszeć sygnał, a potem...
- Halo? - usłyszał dobrze mu znany kobiecy głos.
- L..Llyn...
_______________________________________________________________
Hi guys!
Jak myślicie kim może być osoba, która wystąpiła pod koniec rozdziału?
Ogólnie chcemy przeprosić, że tak długo musieliście czekać, ale szkoła i sami wiecie jak to jest. Rozdziały prawdopodobnie będą pojawiały się co weekend, bo tylko wtedy mamy czas na pisanie ;)
Zachęcamy was do komentowania i rozgłaszania bloga swoim znajomym :D To do następnego.
KOMENTARZE = ROZDZIAŁ
PS. Chciałabym żebyście weszli w zakładkę ' Ciekawostka ' oraz zawitali na tamtego bloga, jaki tam został umieszczony. ;)
środa, 31 grudnia 2014
Pierwszy
Coventry, 10 kwiecień 2013
- Hej Ana, jestem w kawiarni, przyjdziesz? Musimy pogadać.
Um.. Tak, nazywam się Anastasia Dawson, a przyjaciele mówią mi Ana, cóż dokładnie to przyjaciółka, która właśnie do mnie zadzwoniła - Amelia Winkens, mówię na nią Am.
- To coś ważnego? - zapytałam.
Zawsze zaczynałam się niepotrzebnie denerwować, gdy mówiła "musimy pogadać": to albo znaczyło coś dobrego, albo coś złego, a znając Am to właśnie było to drugie.
- Dla mnie to sprawa życia i śmierci - nalegała.
- Wiesz przecież, że nie mogę - jęknęłam z bezsilności.
- Ana, ty codziennie po szkole musisz zajmować się mamą, a potem masz jakieś zakichane hołdy odprawiać - burknęła.
- Chodzi ci o modlitwy? - zachichotałam. - Przyzwyczaiłam się, wiesz, że moja mama mnie potrzebuje.
- Nie, to ty myślisz, że tak jest, gdy chcę z tobą wyjść, to zawsze mi odmawiasz, przecież twoja mama sama dojdzie do łazienki, czemu się tym tak nie zamartwiasz gdy jesteśmy w szkole?
W sumie miała trochę racji, ale chciałam być na bieżąco. Nie zniosłabym tego gdyby coś stało się mojej mamie, a mnie wtedy by przy niej nie było.
- A nie możesz mi powiedzieć teraz o co chodzi? - nalegałam.
- Jak zwykle, ale widzę, że cię nie namówię, a więc chodzi o moje urodziny w ten piątek i nie chcę słyszeć tego, że ciebie nie będzie.
- Amelia...
- Żadna Amelia! Dlaczego nie możesz przyjść? Ana to moje osiemnaste urodziny, to właśnie byłby grzech gdyby ciebie na nich nie było.
- Nie kpij ze mnie, dobrze? - prychnęłam. Już coraz bardziej irytowała mnie ta rozmowa.
- Ana, my na twojej osiemnastce byłyśmy tylko we dwie, zero alkoholu, zero muzyki, tylko ty, ja i twój dziadek grający na akordeonie, serio? - usłyszałam jej zrozpaczony głos, po czym się zaśmiałam.
- No przecież muzyka była, nie było tak źle - uśmiechnęłam się do siebie na wspomnienie mojej osiemnastki.
- Błagam, chociaż powiedz, że to przemyślisz i dasz mi jeszcze dzisiaj znać.
- Dobrze Am, ja muszę kończyć, ponieważ mama mnie woła - oznajmiłam. - Kocham cię - po czym się rozłączyłam, by uniknąć protestu mojej przyjaciółki.
Rozumiem, byłam jedyną dziewczyną z naszej szkoły, która solidnie przestrzegała zasad, nie chodziła na imprezy, nie umawiała się z chłopakami a przede wszystkim z nikim nie spała. No, ale wielu ludzi takich jak ja jest w naszej szkole albo chociaż na świecie, prawda? Miałam nadzieję, że tak. Zeszłam do pokoju mojej matki i zauważyłam, że klęczała przy swoim łóżku.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytałam.
- Pomóż mi wstać słońce - poprosiła, po czym pomogłam jej wstać i położyć się do łóżka.
- Jak się czujesz?
- Z kim rozmawiałaś przez telefon? - zignorowała moje pytanie.
Wywróciłam oczami. Zawsze tak robiła gdy tylko pytałam o jej samopoczucie.
- Z Amelią - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Co u niej słychać? - zapytała poprawiając się na łóżku.
- W porządku wszystko, um... mamo jest sprawa - zaczęłam niepewnie, drapiąc się w ramię.
Nienawidziłam pytać mamy o takie rzeczy, bo wiedziałam jaka jest jej odpowiedź.
- O co chodzi? - zamknęła oczy i zaczęła masować sobie skronie.
- Bo w ten piątek Amelia wyprawia swoją osiemnastkę i czy mogłabym pójść? - przygryzłam niepewnie wargę i patrzyłam wszędzie byle nie na nią.
- Nie wiem kochanie czy to dobry pomysł... sama wiesz.
- Mamo, osiemnaste urodziny ma się tylko raz, błagam chociaż pozwól mi pobyć u niej do wieczora, a na noc wrócę do domu - zaproponowałam, cóż jeżeli to jej nie przekona, to już nie wiem co mam robić.
- Dobrze, ale od razu do domu i niech ktoś cię odprowadzi, chcę oszczędzić sobie stresu, że coś mogłoby ci się stać - jej mina spoważniała, co oznaczało, że pomyślała o czymś co jej przeszkadzało.
Zawsze tak było, tylko nigdy nie chciała mi powiedzieć o co chodzi, gdy tylko o to pytałam odpowiadała " powiem ci jak będzie taka potrzeba, to nie jest odpowiedni moment".
- Dziękuję - uśmiechnęłam się szczerze. - Potrzebujesz czegoś? - zapytałam gdy już miałam wyjść z pokoju.
- Nie, ja się zdrzemnę, idź już dziecko i zgaś mi świtało - poprosiła po czym odwróciła się ode mnie, a ja wyszłam z pokoju i od razu zadzwoniłam do Am.
Długo nie musiałam czekać na to by odebrała telefon, widocznie czekała na moją wiadomość w sprawie jej urodzin.
- Cóż, zgodziła się, ale nie zostaję na noc, nie piję alkoholu i muszę wrócić gdzieś przed 22 z kimś i nie marudź! Ciesz się, że chociaż tyle załatwiłam, bo już myślałam, że się nie zgodzi! - wyprzedziłam moją przyjaciółkę, bo wiedziałam, że będzie narzekać lub zacznie zadawać bezsensowne pytania.
- Yay! - usłyszałam jej pisk. - Nie mogę się doczekać, to do jutra w szkole, widzimy się na lunchu, dobranoc Ana - rozłączyła się.
Westchnęłam, przyznam, że to był ciężki dzień, zresztą jak każdy z moich dni. Rzuciłam telefon na łóżko, wzięłam najpotrzebniejsze rzeczy i poszłam do łazienki by wziąć prysznic.
Zrelaksowana po kąpieli, weszłam do pokoju i zaczęłam rozczesywać włosy, po czym sprawdziłam czy każdą pracę domową na jutro odrobiłam. Tak dla upewnienia.
Niedługo po tym położyłam się w końcu, gasząc świtało i czekając na błogi sen, który przyszedł dość szybko, zabierając mnie w krainę Morfeusza.
Piątek
- Co powiesz na tą? - weszłam do pokoju mamy pokazując jej swoją ulubioną, kremową sukienkę.
- Może być - burknęła, nawet na mnie nie patrząc.
- Mamo, jesteś na mnie zła?
- Wiesz, że nie lubię gdy wychodzisz wieczorem - odpowiedziała. Wiedziałam, że będzie robiła problemy.
- Bardzo cię proszę, nie teraz. Za godzinę mam być u Amelii, zaufaj mi. To tylko kilka godzin - powiedziałam wychodząc z jej pokoju.
Ostatecznie zdecydowałam się na czarną sukienkę z ozdobną koronką, stanęłam przed lustrem i przeciągnęłam rzęsy tuszem. Rzadko się malowałam, wiele rzeczy typowych dla nastolatków robiłam rzadko. Może dlatego, że nie miałam na nie czasu, ciągle siedziałam w domu i opiekowałam się chorą mamą, a kiedy już chciałam gdzieś wyjść zawsze robiła problemy i histeryzowała, że coś mi się stanie. Czasem zastanawiałam się czy jeszcze należę do grona nastolatków, czy też to jedynie liczba. Chyba musiałam zbyt szybko dorosnąć.
- Wychodzę - szepnęłam przez uchylone drzwi od pokoju mamy.
Nie usłyszałam odpowiedzi, co oznaczało że już śpi, jeszcze miesiąc temu sprawdzałabym spanikowana czy oddycha, z biegiem czasu stałam się spokojniejsza, wiadomość o jej chorobie bardzo nas przygnębiła, jednak do wszystkiego można się przyzwyczaić co nie zmienia faktu, że ciężko mi z tym żyć, bo boję się, że ją stracę i zostanę zupełnie sama. Ojca już straciłam.
Byłam na miejscu już kilka minut później, jeszcze nigdy nie widziałam tylu ludzi w jednym miejscu .
- Sto lat, sto lat!- zaczęłam śpiewać, gdy udało mi się znaleźć Am.
- Dziękuję ci kochana, nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś - uśmiechnęła się.
- Czy ty zaprosiłaś tu całą szkołę? - zapytałam podając jej małe pudełko.
- Powiedzmy - zachichotała. - To dla mnie?
- Otwieraj, no już! - ponagliłam ją.
Jeszcze przez chwilę stała i niepewnie przyglądała mi się, wiedziała jak ciężką sytuację finansową mam od kiedy mama choruje, dlatego na pewno nie spodziewała się prezentu, zbierałam na niego długo, długo, ale było warto.
- Boże, Ana, ona jest... jest... piękna, naprawdę nie musiałaś - powiedziała nie odrywając wzroku od bransoletki z kilkoma zawieszkami.
- Popatrz, każda ma jakieś znaczenie - wskazałam na ozdoby. - A jak Anastasia i Amelia, gwiazdka czyli twój tatuaż, który zrobiłaś sobie za namową Alexa, nutka bo tak pięknie śpiewasz, klucz, ponieważ jesteś taka zamknięta i motylek bo przecież lubisz być wolna - wyjaśniłam.
- Jesteś kochana, najlepsza na świecie! - przytuliła mnie tak mocno, że aż zrobiło mi się słabo. - Chodź zapoznam cię z kilkoma osobami - zaproponowała.
Niechętnie ruszyłam za nią, jestem nieśmiała, a zawieranie nowych znajomości to dla mnie męka.
- Anastasia to jest George - zaczęło się. - George to jest Anastasia.
- Mów mi Ana - poprosiłam wyciągając ku niemu dłoń.
- To Katie. - Katie to Ana - wskazała na wysoką dziewczynę o nieziemsko długich, rudych włosach.
- Cześć - powiedziałam, uśmiechając się niepewnie.
- Dalej jest Rose, Adam, Elena, Juliet - wskazywała wszystkich stojących w grupie.
- Miło mi was poznać - powiedziałam na co usłyszałam zgodne " mi ciebie też ".
- Tamtych lepiej unikaj - ostrzegła rudowłosa, ugh chyba nazywała się Katie.
- Racja, od nich z daleka Ana - potwierdziła Am.
- Dlaczego? -zaciekawiłam się.
- Po prostu, zwłaszcza na Harrego i Eda - powiedział Adam. - Harry to ten z kręconymi, właśnie się tu gapi - wskazał kiwnięciem grupkę ubranych na czarno, faktycznie odrażających mężczyzn.
- Będę pamiętać - burknęłam, zastanawiając się co z nimi nie tak.
- Idziemy się czegoś napić, chodź z nami - zaproponowała dziewczyna, której imienia zapomniałam.
- Ana nie pije - poinformowała Amelia. - W takim razie zaraz wracamy - puściła do mnie oczko, po czym odeszli.
Podeszłam do najbliższego stolika by nalać sobie wody, w głośnikach leciała jedna z najlepszych piosenek Coldplay, Am zawsze miała dobry gust. Ciekawe co z mamą, dopiero za dwie godziny wrócę do domu, proszę niech śpi spokojnie, to tylko dwie godziny. Wiedziałam, że prędzej czy później zacznę panikować. Przestań o tym myśleć Ana.
By zająć się czymkolwiek poszłam na taras, cały ogród był oświetlony, rodzice Amelii są bogaci, ona sama od zawsze była rozpieszczana, piękny dom, dużo ubrań, najnowsze telefony, jednak nigdy prze nigdy nie nazwałabym jej snobką. Ma swoje wartości i za to ją kocham. Któregoś razu mama wspomniała mi, że zanim tata umarł też kiedyś byłyśmy bogate, czasem wydaje mi się, że ma wyrzuty sumienia, że nie potrafiła zapewnić tego co ma większość moich rówieśników. Niepotrzebnie, czuję się dobrze z tym co mam i tym kim jestem, choć nieraz wracam do zdjęć ojca i zastanawiam się jak to by było go mieć.
- Hej - z zamyślenia wyrwał mnie uśmiechnięty blondyn.
- Ugh, cześć, czy my się znamy?
- Nie, jeśli nie masz nic przeciwko to chętnie cię poznam, mam na imię Jake - przyglądałam mu się uważnie, zastanawiając się czy nie jest on z tej grupy, przed którą mnie ostrzegano. Byłam prawie pewna, że nie, wcześniej nie zauważyłam tam żadnego blondyna.
- Jestem Anastasia.
- Skąd znasz Amelię, Ano? - zaskoczyło mnie, zdrobnienie mojego imienia w jego ustach, brzmiało zadziwiająco nadzwyczajnie. - Ana, tu ziemia, słyszysz mnie?
- Tak, tak, przepraszam, zamyśliłam się. Am to moja przyjaciółka, znamy się od przedszkola.
- To całkiem sporo, ja poznałem ją przez Alexa, na pewno go pamiętasz, jakiś czas temu byli parą.
- O tak, to było zdecydowanie najgorsze połączenie dwojga ludzi jakie mogłoby się przytrafić - zaśmiałam się, pierwszy raz tak szczerze od długiego czasu.
*******
- Słuchaj, nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że ją mam.
- Dawson?
- Tak, Birmingham 74, pospiesz się.
- Mam nadzieję, że to ona, Styles.
********
Rozmowa z Jakiem była tak lekka i przyjemna, że nawet nie wiem kiedy minęła 21.
- Muszę już iść, mama prosiła żebym nie przyszła później niż 22, nie mieszkam daleko ale wolę się nie spóźnić - powiedziałam.
- Szkoda, miło mi się z tobą rozmawiało, Ana - uśmiechnął się po czym wstał podając mi rękę.
- Mi również, pójdę jeszcze pożegnać się z Amelią, cześć - pomachałam mu na pożegnanie.
- Zaczekaj! Jedziesz samochodem? Mógłbym cię odprowadzić, jeśli chcesz - zaproponował,
- Pewnie, dziękuję - puściłam mu oczko i poszłam szukać przyjaciółki.
- Będę przed domem! - krzyknął.
Poszukiwania Am zajęło mi kilka minut, przyzwyczaiłam się już, że jej dom jest duży, ale przepełniony tyloma osobami wydaje się nie mieć końca.
- Kurczę Ana, co to za ciacho bajerowało cię na tarasie? - pisnęła mi prosto do ucha.
- To Jake, wszystko opowiem ci jutro, spieszę się, sama wiesz. Zresztą tylko bym się nagadała bo w twoim stanie to wątpię żebyś coś zapamiętała - ucałowałam ją w oba policzki i ruszyłam do wyjścia.
Parking był wypełniony po brzegi,nie wiem po co przyjeżdżać na imprezę samochodem, skoro i tak ludzie wracają pieszo lub nie wracają w ogóle. Zaraz, zaraz, gdzie jest Jake? Przecież miał tu czekać, mam 10 minut żeby dotrzeć do domu.
- Twój chłoptaś właśnie został odwieziony do domu - usłyszałam niski głos dobiegający zza moich pleców.
- Słucham? - szepnęłam przestraszona.
- Ty pojedziesz z nami księżniczko, a teraz grzecznie pójdziesz do tamtego samochodu - wskazał palcem czarne audi, które właśnie zaparkowało pod samymi schodami.
- Nigdzie nie pojadę, muszę wrócić do domu i to natychmiast - pisnęłam próbując wyrwać się z jego silnego uścisku.
- Lepiej żebyś się nie sprzeciwiała - szepnął mi do ucha.
Byłam zbyt przestraszona by cokolwiek powiedzieć, o krzyczeniu nawet nie pomyślałam. Czas stanął. W głowie miałam mnóstwo pytań, jak to się stało, dlaczego ja, kim oni są, niech mi ktoś pomoże. Nawet nie zauważyłam kiedy na moich oczach znalazła się opaska, ostatnie co zapamiętałam to wysoki facet w podeszłym wieku idący w moją stronę.
- Dobra robota Harry, ojciec byłby z ciebie dumny.
__________________________________________
Cześć kochani! Jak wrażenia po pierwszym rozdziale? Nam ogólnie się bardzo podoba i mamy nadzieję, że wam też :) Przy każdym rozdziale, na samym początku jest dodana piosenka do rozdziału i wystarczy kliknąć w tytuł i słuchać przy czytaniu :D
Życzymy wam Szczęśliwego Nowego Roku! :D
Ps. 5 komentarzy i ruszamy dalej :)
niedziela, 28 grudnia 2014
Prolog
Holmes Chapel 16 kwietnia 1995 r.
- Jak zwykle przesadzasz! Masz wszystko czego potrzebujesz, my mamy! Pieniądze, dom z ogrodem, na wszystko starcza. Dlaczego nie potrafisz docenić tego, że chcę zapewnić wam dobry byt?! Dlaczego?!- krzyczał wysoki mężczyzna.
- Jak zwykle przesadzasz! Masz wszystko czego potrzebujesz, my mamy! Pieniądze, dom z ogrodem, na wszystko starcza. Dlaczego nie potrafisz docenić tego, że chcę zapewnić wam dobry byt?! Dlaczego?!- krzyczał wysoki mężczyzna.
-
Ale za jaką cenę?! Boję się wyjść z domu, pokazać się w mieście, boję
się, że któregoś razu po prostu nie wrócisz, zostaniemy same, Anastasia
ma tylko rok, potrzebuje obojga rodziców, nie wystarczą jej tylko twoje
cholerne pieniądze, to dziecko nie ma ojca!- odpowiedziała wyraźnie
zdenerwowana kobieta.
-
Uważasz, że jestem złym ojcem?- wysyczał przez zaciśnięte zęby
podchodząc bliżej blondynki, która trzymała płaczące dziecko na rękach.
-
Tak! A mylę się? Nie ma cię w domu po kilka dni, nie widziałeś kiedy
stawiała swoje pierwsze kroki, nie poświęciłeś jej ani odrobiny uwagi,
podejrzewam, że teraz nawet cię nie rozpoznaje i ty śmiesz nazywać się
dobrym ojcem? Wiesz co ci powiem? Jesteś pieprzonym materialistą! Żeby
chociaż te twoje pieniądze były zarobione ciężką pracą. Mam dość tych
przekrętów, lewych umów i wrabianych wspólników, którzy chcą zniszczyć
życie nie tylko tobie, ale i nam, nie pozwolę na to!
- Przecież robię to dla was! - dziecko płakało coraz głośniej.
-
Dosyć tego, tutaj czy w innym miejscu Ana będzie bez ojca, wszystko mi
jedno, chcę jedynie żeby była bezpieczna, a przy tobie nie jestem w
stanie jej tego zapewnić, dlatego odchodzę - powiedziała nieco
spokojniej, mocno akcentując ostatnie słowo.
- Jeszcze tu wrócisz!- krzyknął przewracając stół, wychodząc mocno zatrzasnął za sobą drzwi.
Mężczyzna wsiadł do samochodu, po czym walnął z całej siły w kierownice przez co zatrąbił klakson. Chciał poddać się rozpaczy, jednak chwilę po tym zadzwonił jego telefon. Nie wahając się odebrał, gdyż był pewny kto dzwoni.
- Josh, kopę lat, myślę, że wiedziałeś, że zadzwonię - w słuchawce było słychać szyderczy śmiech.
- Czego chcesz Styles? - warknął.
- Nie złość się, po prostu chcę ci przypomnieć o dzisiejszym naszym spotkaniu.
- Pamiętam, właśnie jestem w drodze - odpowiedział odpalając samochód.
- W porządku, pamiętaj, że masz być sam. Do zobaczenia za chwilę - powiedział i się rozłączył.
Josh po zakończonym połączeniu rzucił telefon gdzieś na tył jego samochodu i zaczął kierować się w umówione miejsce. Ręce zaczęły mu się pocić, co było oznaką stresu. Nie wiedział co mogło go tam czekać. Bał się również spóźnić. Obawiał się najgorszego: czy on już wie?
Może nie potrzebnie się denerwuje? Może to jest kolejne zlecenie?
Rozmyślając tak, nawet nie zauważył, że był już na miejscu. Wysiadł z samochodu i wszedł do starego magazynu.
Rozmyślając tak, nawet nie zauważył, że był już na miejscu. Wysiadł z samochodu i wszedł do starego magazynu.
W środku paliła się jedna żarówka, która była już na wyczerpaniu, wszędzie były porozrzucane jakieś papiery a pod ścianami były nierówno ułożone deski. Ustał na środku i się rozglądał. Czyżby pomylił miejsca? A może go oszukali? Spojrzał spanikowany na zegarek, ale wciąż nikogo nie było.
Usiadł na pobliską ławkę i nagle usłyszał, że ktoś jest w pomieszczeniu.
- Witaj Josh, jak się miewają nasze interesy? - zapytał.
- W porządku, co jest takie ważne, że kazałeś mi się tutaj zjawić? - zapytał niepewnym głosem.
- Wszystko w swoim czasie Dawson, czy ty się denerwujesz? - zaśmiał się drwiąco.
- Przejdźmy do rzeczy, spieszy mi się trochę - odpowiedział już nieco pewniej siebie.
- Gdzie się tak spieszysz mój drogi przyjacielu? Nie uważasz, ze musimy coś sobie wyjaśnić?
Nagle za Stylesem pojawiła sie spora grupka mężczyzn. Dawson przełknął ślinę i zaczął się wycofywać, ale czy mu się udało? Oczywiście, że nie. Kilka ciosów w twarz, kopnięć brzuch, co spowodowało, że mężczyzna zemdlał, a może gorzej?
- Gnij w piekle śmieciu - splunął na niego i jeszcze raz go kopnął po czym zostawili Josha, nieprzytomnego w magazynie.
_______________________________________________
Chciałybyśmy was powitać na naszym nowym blogu, mamy nadzieję, że wam się spodoba. Ogólnie rozdziały będą dłuższe i wiadomo, że początki są ciężkie, ale myślę, że uda nam się zdobyć kilku czytelników :D
Chciałybyśmy żebyście weszli w zakładkę "ciekawostka" oraz "zwiastun" byście byli bardziej wtajemniczeni w tą historię. To tyle i do pierwszego rozdziału! <3
_______________________________________________
Chciałybyśmy was powitać na naszym nowym blogu, mamy nadzieję, że wam się spodoba. Ogólnie rozdziały będą dłuższe i wiadomo, że początki są ciężkie, ale myślę, że uda nam się zdobyć kilku czytelników :D
Chciałybyśmy żebyście weszli w zakładkę "ciekawostka" oraz "zwiastun" byście byli bardziej wtajemniczeni w tą historię. To tyle i do pierwszego rozdziału! <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)