niedziela, 6 grudnia 2015

Czwarty

                       5 seconds of summer - wrapped around your finger


Siedziałem na kanapie, pijąc wodę i czekając aż ten kretyn w końcu tutaj wróci. Jeszcze trochę serca mam w sobie, nie chciałem jej zagłodzić, w sumie ona jest tutaj zbędna, ale to świetna przynęta na Josha i czułem to w kościach, że niedługo pojawi się tutaj po nią, a wtedy zemszczę się, za to co on zrobił całej mojej rodzinie.
Po chwili usłyszałem jak Anastasia zaczęła krzyczeć. Dobra uderzyłam ją może raz, ale nie krzyczała wtedy. Czułem, że muszę wstać, nie zważając na to, że Kurt kazał mi wyjść z pomieszczenia. Ruszyłem w stronę wrzasku, bo zacząłem się zastanawiać, co on z nią wyprawiał. Otworzyłem i zapaliłem światło, a moim oczom ukazał się widok nagiej Anastasii, jej twarz była spuchnięta od łez. A tuż przed nią widniało nagie, wielkie dupsko Kurta. O nie, to nie było zaplanowane.  Kurt odwrócił się do mnie, gdy tylko zobaczył, że zapaliłem światło.
- Mówiłem ci smarkaczu, że masz się tu nie pokazywać! - warknął nawet na mnie nie patrząc. Zakrył jej usta żeby nie krzyczała, a dziewczyna wykorzystała okazję, po czym ugryzła go w palec. Kurt od razu zareagował i uderzył ją w twarz.
Dość. Nie mogłem na to patrzeć. Ruszyłem w jego stronę i odciągnąłem go od niej, co było dla mnie wyzwaniem. Anastasia skuliła się i zaczęła płakać. Kurt leżał na ziemi, a ja klęczałem nad nim i obijałem jego twarz pięściami.
- Ty jebany kutasie! Dał ci ktoś prawo do dotykania jej w ten sposób? - wziąłem go za kołnierz jego swetra i podniosłem ku sobie.
- Mogę robić co mi się żywnie podoba, nawet wyruchać tą dziwkę, a tobie gówno do tego, to nie ty tutaj przejmujesz stery - warknął w moją stronę.
Nawet nie przejmowałem się tym, że ten idiota nie miał spodni ani bielizny na sobie.
- Tobie też nikt ich nie przydzielił, tu chodzi o mojego ojca, a jak szukasz dziwek to zapierdalaj do jakiegoś klubu. Chociaż wątpię czy jakaś zechce tracić czas na szukanie twojego penisa pod warstwą tego tłuszczu, a teraz wypierdalaj stąd albo jeszcze bardziej cię dobiję!
On pospiesznie wstał i zaczął się ubierać, po czym wyszedł z pomieszczenia, mówiąc, że jeszcze z nim porozmawiam o tym. Pierdol się.
Spojrzałem na trzęsącą się dziewczynę, która bała się na mnie spojrzeć. Zdjąłem bluzę i ją przykryłem.
- Nie skrzywdzę cię, nie tak jak on.
- "Nie tak jak on" - szepnęła, zachrypniętym głosem. - Ale to robisz Harry - dalej na mnie nie patrzyła - nic nikomu nie zrobiłam, nie mam pojęcia co ja tutaj robię, nie mam nic wspólnego z moim ojcem, gdyż od zawsze wmawiano mi, że nie żyje, nie wiem jak wygląda, w domu czeka na mnie schorowana matka, która pewnie już odchodzi od zmysłów, bijecie mnie, za to, że ojciec, do którego kazaliście mi zadzwonić, nie chciał ze mną rozmawiać i na dodatek jakiś niewyżyty człowiek prawie mnie zgwałcił! Nienawidzę tego miejsca, a już szczególnie ciebie, bo to ty mnie w to wszystko wkręciłeś, nawet cię nie znam, a ty wiesz o mnie więcej zapewne niż moja własna matka! - krzyczała, płacząc jednocześnie.
- Nigdy nie zrozumiesz jak to jest stracić ojca. Mieć go, czuć się kochanym i stracić go z dnia na dzień, bo jakiś dupek ma kaprys odebrania ci tego co jest dla ciebie w życiu naprawdę ważne. Dopiero wtedy, gdy zobaczę cierpienie twojego ojca będę mógł spokojnie zasnąć. Możesz mieć mnie za okropnego i bezdusznego idiotę, być może masz rację, ale rodzina jest czymś, co należy chronić zawsze, za wszelką cenę - powiedziałem, nie dowierzając, że się na to zdobyłem. Dziewczyna patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Przez chwilę wydawało mi się ze zobaczyłem w jej oczach cień współczucia, jestem pewien ze potrafiłaby mnie zrozumieć, gdyby tylko spróbowała. Gdy już zamierzała się odezwać, do pomieszczenia wszedł jeden z ochroniarzy pilnujących budynku.- Styles, jesteś proszony na rozmowę, podobno jej ojciec próbował kontaktować się z jednym z naszych - oznajmił wskazując na wciąż przestraszona dziewczynę.
Spojrzałem na Anastasię, a później znów na ochroniarza, którego imienia nie znałem, cholerka nawet nie wiem z kim mam czelność pracować.
- Zaraz przyjdę daj mi pięć minut, dobra?
On skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
- Chodzi ci o cierpienie mojego ojca, czyli mam rozumieć, że chcesz mnie tak krzywdzić, że sprawisz mu to cierpienie? - zapytała szeptem.
Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, wpatrywałem się w nią aż w końcu na mnie spojrzała.
- Czyli zgadłam.
Nie zasługiwała na to wiem. Jestem też okropnym człowiekiem, skrzywdziłem wielu ludzi, nie panuję nad agresją, nawet potrafię podnieść rękę na kobietę. Potem męczą mnie wyrzuty sumienia, ale staram się je spychać na drugi plan. Wszystko przez jej jebanego ojca, gdyby nie on, nie była by tu dzisiaj ze mną. Ja miałbym rodzinę w komplecie, planowałbym na jakie studia chcę iść, kim chciałbym zostać w przyszłości, a ona na pewno robiłaby coś innego niż siedzenie tutaj z ludźmi, których nie zna i się boi. Nie potrafię nawet wyobrazić tego jak się czuję.
- Musisz tu z nami być, nie wypuścimy cię tak szybko, bo prawdopodobnie pierwsze co zrobisz, naślesz na nas psy a wtedy byłoby nie przyjemnie. Nie tylko moim pracownikom, ale także tobie i twojej rodzinie. Musisz zapamiętać, że jestem osobą, która się mści, każdy twój ruch, każda myśl, każdy czyn zadecyduje o twoim losie, także miej to na uwadze. Przyniosę ci jakieś ubrania. - Wyprostowałem się i wyszedłem z pomieszczenia.
Oparłem się o drzwi i odetchnąłem. To wszystko jest zbyt męczące, wcale nie planowałem tego wszystkiego. Ruszyłem w stronę mojego tymczasowego pokoju by wziąć dla niej kilka moich ubrań. Nie powinienem się o nią tak troszczyć, ale chcę żeby chociaż trochę mi zaufała i zaczęła współpracować.

*     *     *

Gdy Harry wyszedł z tego pomieszczenia, zaczęłam cicho szlochać. Powinnam być silna, ale nie potrafię. Poddałam się emocjom, które mnie teraz opanowały, po prostu nie mogłam przestać płakać. Bałam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Czy pobiją mnie, tak że nie będę w stanie ruszyć nawet palcem lub zgwałcą mnie, że będę pragnęła tego żeby mnie zabili albo co najgorsze zrobią obie rzeczy na raz.
Wytarłam swoje oczy, ciągając nosem. Nie mogę tak tu tkwić. Muszę coś wymyślić, ale nie wiem co. Nie ma stąd ucieczki. Boże, daj mi siłę. Nie wiem co ci ludzie mi zrobią, mam nadzieję, że Harry nie dopuści do najgorszego, pokazał mi to dzisiaj. Obronił mnie od gwałtu. Chyba mogłam mu trochę zaufać? Nie, o czym ja myślę. On jest tacy jak oni, już podniósł na mnie rękę, ale z jednej strony, chciał mnie nakarmić,  a teraz poszedł mi po jakieś ubranie. To chyba troska? Ale dlaczego to robi? Od początku wydawał mi się, że jest z nich wszystkich najgorszy, ale on jak to podkreślił, lubi się mścić, tak jak teraz to robi. Mści się na moim ojcu, moim kosztem.
Zastanawiałam się, dlaczego matka mnie okłamała. Od zawsze zachowywała się dziwnie, kiedy chciałam o nim porozmawiać, od razu zmieniała temat, jakby nie chciała mi nigdy o tym mówić, p o czym goniła mnie do lekcji, czy do kościoła żeby tylko o tym nie mówić. Ciekawi mnie to, co jeszcze ukrywa. Harry zna całą biografię mojej rodziny, ale pewnie nie będzie chciał mi o tym powiedzieć. Muszę sprawić żeby jakoś mi zaufał. Tylko jak? Skoro nawet ja mu nie ufałam.
Położyłam się zrezygnowana na zimną podłogę aż coś wbiło mi się w ramię. Było ciemno i nie za bardzo wiedziałam co to jest. Usiadłam i zaczęłam szukać obiektu aż w końcu znalazłam. Wzięłam ową rzecz do ręki i zaczęłam dotykać żeby stwierdzić co to jest.
Scyzoryk.
Zaczęłam piszczeć ze szczęścia, bo Bóg odpowiedział w końcu na moje modlitwy. Oczywiście nie chciałam nikogo zabić, ale to przyda mi się żeby stąd jakoś uciec, przynajmniej miałam taką nadzieję. Schowałam nożyk do kieszeni od bluzy, którą dał mi Harry i zapięłam się aż pod szyję, czekając na to aż brunet w końcu tu wróci.
Już zaczynałam zasypiać aż w końcu usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi kluczami, po czym tu wchodzi. Bałam się, że to nie Harry, ale gdy tylko zapalił światło, rozwiał wszystkie moje wątpliwości.
- Przyniosłem ci rzeczy - położył je obok mnie, a jedynie cicho podziękowałam.
- Idę na to spotkanie, później tu wrócę i przyniosę tobie coś do jedzenia. Ubierz się.
Chłopak wyszedł, ale zostawił zapalone światło, tak żebym mogła spokojnie się ubrać. Przyniósł mi jakieś jeansy, które na pewno nie należały do niego, a zapewne do jego dziewczyny. Mam nadzieję, że nie będzie się na niego złościć z mojego powodu, o ile ma pojęcie o tym, czym jej ukochany się zajmuje.


*     *      *

Wszedłem do mojego ' gabinetu', gdzie aktualnie znajdował się Kurt, który patrzył się na mnie jakby planował moją śmierć i jakiś chłopak, który chyba nazywał się Luke. Muszę zacząć uczyć się ich imion, bo to robi się denerwujące. Dlaczego słowo gabinet jest w cudzysłowie? Już tłumaczę. Miejsce naszych spotkań nie było takie jak w typowym gabinecie, gdzie znajduje się biurko, za którym powinienem siedzieć, a przede mną jakieś wygodne fotele, gdzie siedzieliby moi pracownicy, którzy by słuchali tego co mam do powiedzenia. W pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy, była lodówka, stół, blat, na którym były puste opakowania po pizzy. Tak, to była kuchnia, z której tylko ja korzystałem, bo inni nie lubili sobie gotować, więc zamawiali fas foody.
- Więc po co zostałem tu wezwany? - zwaliłem pudełka i usiadłem na blat, czekając na to co mogą mieć do powiedzenia.
- Dzwonił do nas facet, który wypytywał o córkę Dawsona, prawdopodobnie to był jego sekretarz, ale to mało istotne. Groził nam, że jeżeli jej nie oddamy, to użyją do tego specjalnych środków - zaśmiał się i wziął łyka swojej coca coli. - Powiedziałem mu, że nie możemy się odczekać tego aż w końcu się zjawili i żeby nie był taki groźny tylko dał mi do porozmawiania z Dawsonem, on od razu się rozłączył - Luke skończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie.
- A już myślałem, że Josh zdobędzie się na coś odważniejszego, że zrzuci na naszą bazę jakieś bomby czy coś - zaśmiałem się. - Ale robi postępy, w końcu przyznaje się do tego, że ma córkę. Śmieszy mnie to wszystko. Bał się sam zadzwonić, więc wynajął jakiegoś frajera, który zrobi za niego wszystko. Patrzę, że nasz przyjaciel wcale się nie zmienił - prychnąłem.
 - Może to jest właśnie jego część planu? - odparł Luke. - Tak czy siak musimy uważać.
- Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą, Kurt idź powiedz wszystkim, że mają być gotowi na wszystko, nie możemy popełnić żadnego błędu i nie patrz na mnie tym morderczym spojrzeniem, bo na prawdę to nie robi na mnie żadnego wrażenia. Masz jej nie dotykać, to nie jest takie trudne. - Uśmiechnąłem się do niego żeby tylko bardziej go zdenerwować, a on mruknął coś pod nosem i wyszedł z kuchni.
- Dzięki Luke za tą informację, możesz wrócić do pracy.
- Nazywam się Lewis, ale nie ma za co - poklepał mnie po ramieniu.
- Wyglądał bardziej na kogoś, kto ma na imię Luke, więc będę tak na ciebie już mówić, myślę, że się nie obrazisz - uśmiechnąłem się.
- Jest w porządku - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
 Otworzyłem lodówkę i wziąłem z niej wodę. Zrobiłem jej kilka kanapek i poszedłem na górę, żeby ją nakarmić. Po co się tak starałem o jej dobro? Nie mam pojęcia.

*     *     *

Usłyszałam jak drzwi ponownie się otwierają, wiedziałam, że to Harry. Schowałam rękę do kieszeni, w której miałam scyzoryk, po czym uśmiechnęłam się lekko do niego, co mnie bardziej zdziwiło odwzajemnił uśmiech, ukazując swoje dołeczki.
- Zrobiłem ci kilka kanapek, no i przyniosłem wodę - położył jedzenie obok mnie, po czym usiadł obok mnie, jednak dalej przestrzegając zasady przestrzeni osobistej. Było mi głupio, bo on jednak się starał, a ja miałam w zamiarze go podle potraktować, jeden głupi ruch mógł sprawić, że pobiłby mnie na kwaśne jabłko. Bądźmy też szczerzy, nie miałam pojęcia gdzie obecnie się znajduję. Mam nadzieję, że nie wywieźli mnie daleko.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś, nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - powiedziałam, lekko zawstydzona i spojrzałam na jedzenie. Od razu mój żołądek wydał z siebie dźwięk przeraźliwego głodu.
- Musiałem, nie chcę żebyś umarła.
Co on powiedział?
- Co?
- No jesteś nam potrzebna, już ci mówiłem dlaczego - powiedział drapiąc się po karku. - Zjedz, nie krępuj się.
Musiałam coś zjeść. Gdyby udało mi się stąd uciec, to prawdopodobnie nie uciekłabym daleko, bo byłabym zbyt głodna, dlatego wzięłam się za jedzenie przygotowanych przez Harrego kanapek.
Gdy tylko skończyłam jeść oraz gdy wypiłam całą zawartość butelki, którą mi przyniósł, mogłam myśleć nad tym, jak to zrobić żeby odwrócić jego uwagę.
- Dziękuję ci jeszcze raz za te kanapki - uśmiechnęłam się do niego moim aktorskim uśmiechem. Co bardzo mnie ucieszyło, kupił to.
 - Mam nadzieję, że ci smakowały.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zachichotałam.
- Będę już się zbierał, postaraj się zasnąć - wstał i podszedł do drzwi.
Nie ! Nie wychodź. Kurczę, Ana, myśl.
- Harry... - zaczęłam niepewnie.
On się odwrócił i spojrzał na mnie.
- Tak?
- Czy mogę cię przytulić? - szepnęłam, na tyle by mógł to usłyszeć.
Zapewne zdziwiło go moje pytanie, bądźmy szczerzy, mnie również, ale w tym momencie nie mogłam wpaść na coś lepszego. Nie czekając dłużej, gdy tylko wstałam, od ruszył w moją stronę i lekko mnie objął.
To był właśnie ten moment. Chwyciłam delikatnie scyzoryk z kieszeni i już miałam go dźgnąć, ale chwycił moje ramię i wykręcił mi je.
Jęknęłam z bólu, bo aż wylądowałam na ziemi.
- Myślałaś, że jestem taki głupi? Oddaj mi ten scyzoryk - warknął w moją stronę.
- Dobra, tylko mnie puść! - krzyknęłam.
On puścił mnie a ja od razu chwyciłam się za ramię.
- Od razu wiedziałem, że jest coś nie tak, gdy tylko chciałaś mnie przytulić. Scyzoryk. Teraz.
Podałam mu go, a on schował srebrną rzecz do tylnej kieszeni swoich spodni.
- Lepiej się wyśpij, bo nie chciałbym być teraz w twojej skórze. Do jutra - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
No pięknie.


5 komentarzy:

  1. Miłość kom­po­nowa­na przez dwoj­ga ludzi. Drżenie kącików ust i dłonie spla­tające gdzieś nad for­te­pianem uczuć. Tak, to miłość na­pisała naj­piękniej­szą me­lodię świata. Bi­cie dwoj­ga serc. Żaden Bee­tho­ven, żaden Vi­val­di. To my.
    Widzący - kocha ją przez jej wygląd.
    Niewi­domy - kocha ją przez jej złote serce. Oczy widzą to co na zewnątrz. Oce­niają obu­dowę. Za to ser­ce. Ser­ce widzi to cze­go nie dos­trze­ga wzrok, to co jest uk­ry­te głębo­ko w nas.
    Dla­tego niewi­domi widzą najlepiej
    Mu­zyka po­win­na za­palać płomień w ser­cu mężczyz­ny i na­pełniać łza­mi oczy kobiety.
    http://uliczkami-barcelony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Od niedawna zaczęłam czytać fanfiction o one direction i przypadkiem natrafiłam na twojego bloga jest po prostu cudowny <3 !!! Ale jak można kończyć w takim momencie ?! Dodasz coś dalej w najbliższym czasie...proszę:D ? /pozdrawiam twoja nowa zniecierpliwiona fanka ;** -Julcixx

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ! Czekam na nexta i weny życzę ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Boskie to opowiadanie ! Kiedy dodacie następny rozdział??? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział *,* ! Kiedy nex't??? ;D

    OdpowiedzUsuń