niedziela, 6 grudnia 2015

Czwarty

                       5 seconds of summer - wrapped around your finger


Siedziałem na kanapie, pijąc wodę i czekając aż ten kretyn w końcu tutaj wróci. Jeszcze trochę serca mam w sobie, nie chciałem jej zagłodzić, w sumie ona jest tutaj zbędna, ale to świetna przynęta na Josha i czułem to w kościach, że niedługo pojawi się tutaj po nią, a wtedy zemszczę się, za to co on zrobił całej mojej rodzinie.
Po chwili usłyszałem jak Anastasia zaczęła krzyczeć. Dobra uderzyłam ją może raz, ale nie krzyczała wtedy. Czułem, że muszę wstać, nie zważając na to, że Kurt kazał mi wyjść z pomieszczenia. Ruszyłem w stronę wrzasku, bo zacząłem się zastanawiać, co on z nią wyprawiał. Otworzyłem i zapaliłem światło, a moim oczom ukazał się widok nagiej Anastasii, jej twarz była spuchnięta od łez. A tuż przed nią widniało nagie, wielkie dupsko Kurta. O nie, to nie było zaplanowane.  Kurt odwrócił się do mnie, gdy tylko zobaczył, że zapaliłem światło.
- Mówiłem ci smarkaczu, że masz się tu nie pokazywać! - warknął nawet na mnie nie patrząc. Zakrył jej usta żeby nie krzyczała, a dziewczyna wykorzystała okazję, po czym ugryzła go w palec. Kurt od razu zareagował i uderzył ją w twarz.
Dość. Nie mogłem na to patrzeć. Ruszyłem w jego stronę i odciągnąłem go od niej, co było dla mnie wyzwaniem. Anastasia skuliła się i zaczęła płakać. Kurt leżał na ziemi, a ja klęczałem nad nim i obijałem jego twarz pięściami.
- Ty jebany kutasie! Dał ci ktoś prawo do dotykania jej w ten sposób? - wziąłem go za kołnierz jego swetra i podniosłem ku sobie.
- Mogę robić co mi się żywnie podoba, nawet wyruchać tą dziwkę, a tobie gówno do tego, to nie ty tutaj przejmujesz stery - warknął w moją stronę.
Nawet nie przejmowałem się tym, że ten idiota nie miał spodni ani bielizny na sobie.
- Tobie też nikt ich nie przydzielił, tu chodzi o mojego ojca, a jak szukasz dziwek to zapierdalaj do jakiegoś klubu. Chociaż wątpię czy jakaś zechce tracić czas na szukanie twojego penisa pod warstwą tego tłuszczu, a teraz wypierdalaj stąd albo jeszcze bardziej cię dobiję!
On pospiesznie wstał i zaczął się ubierać, po czym wyszedł z pomieszczenia, mówiąc, że jeszcze z nim porozmawiam o tym. Pierdol się.
Spojrzałem na trzęsącą się dziewczynę, która bała się na mnie spojrzeć. Zdjąłem bluzę i ją przykryłem.
- Nie skrzywdzę cię, nie tak jak on.
- "Nie tak jak on" - szepnęła, zachrypniętym głosem. - Ale to robisz Harry - dalej na mnie nie patrzyła - nic nikomu nie zrobiłam, nie mam pojęcia co ja tutaj robię, nie mam nic wspólnego z moim ojcem, gdyż od zawsze wmawiano mi, że nie żyje, nie wiem jak wygląda, w domu czeka na mnie schorowana matka, która pewnie już odchodzi od zmysłów, bijecie mnie, za to, że ojciec, do którego kazaliście mi zadzwonić, nie chciał ze mną rozmawiać i na dodatek jakiś niewyżyty człowiek prawie mnie zgwałcił! Nienawidzę tego miejsca, a już szczególnie ciebie, bo to ty mnie w to wszystko wkręciłeś, nawet cię nie znam, a ty wiesz o mnie więcej zapewne niż moja własna matka! - krzyczała, płacząc jednocześnie.
- Nigdy nie zrozumiesz jak to jest stracić ojca. Mieć go, czuć się kochanym i stracić go z dnia na dzień, bo jakiś dupek ma kaprys odebrania ci tego co jest dla ciebie w życiu naprawdę ważne. Dopiero wtedy, gdy zobaczę cierpienie twojego ojca będę mógł spokojnie zasnąć. Możesz mieć mnie za okropnego i bezdusznego idiotę, być może masz rację, ale rodzina jest czymś, co należy chronić zawsze, za wszelką cenę - powiedziałem, nie dowierzając, że się na to zdobyłem. Dziewczyna patrzyła na mnie pustym wzrokiem. Przez chwilę wydawało mi się ze zobaczyłem w jej oczach cień współczucia, jestem pewien ze potrafiłaby mnie zrozumieć, gdyby tylko spróbowała. Gdy już zamierzała się odezwać, do pomieszczenia wszedł jeden z ochroniarzy pilnujących budynku.- Styles, jesteś proszony na rozmowę, podobno jej ojciec próbował kontaktować się z jednym z naszych - oznajmił wskazując na wciąż przestraszona dziewczynę.
Spojrzałem na Anastasię, a później znów na ochroniarza, którego imienia nie znałem, cholerka nawet nie wiem z kim mam czelność pracować.
- Zaraz przyjdę daj mi pięć minut, dobra?
On skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
- Chodzi ci o cierpienie mojego ojca, czyli mam rozumieć, że chcesz mnie tak krzywdzić, że sprawisz mu to cierpienie? - zapytała szeptem.
Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć, wpatrywałem się w nią aż w końcu na mnie spojrzała.
- Czyli zgadłam.
Nie zasługiwała na to wiem. Jestem też okropnym człowiekiem, skrzywdziłem wielu ludzi, nie panuję nad agresją, nawet potrafię podnieść rękę na kobietę. Potem męczą mnie wyrzuty sumienia, ale staram się je spychać na drugi plan. Wszystko przez jej jebanego ojca, gdyby nie on, nie była by tu dzisiaj ze mną. Ja miałbym rodzinę w komplecie, planowałbym na jakie studia chcę iść, kim chciałbym zostać w przyszłości, a ona na pewno robiłaby coś innego niż siedzenie tutaj z ludźmi, których nie zna i się boi. Nie potrafię nawet wyobrazić tego jak się czuję.
- Musisz tu z nami być, nie wypuścimy cię tak szybko, bo prawdopodobnie pierwsze co zrobisz, naślesz na nas psy a wtedy byłoby nie przyjemnie. Nie tylko moim pracownikom, ale także tobie i twojej rodzinie. Musisz zapamiętać, że jestem osobą, która się mści, każdy twój ruch, każda myśl, każdy czyn zadecyduje o twoim losie, także miej to na uwadze. Przyniosę ci jakieś ubrania. - Wyprostowałem się i wyszedłem z pomieszczenia.
Oparłem się o drzwi i odetchnąłem. To wszystko jest zbyt męczące, wcale nie planowałem tego wszystkiego. Ruszyłem w stronę mojego tymczasowego pokoju by wziąć dla niej kilka moich ubrań. Nie powinienem się o nią tak troszczyć, ale chcę żeby chociaż trochę mi zaufała i zaczęła współpracować.

*     *     *

Gdy Harry wyszedł z tego pomieszczenia, zaczęłam cicho szlochać. Powinnam być silna, ale nie potrafię. Poddałam się emocjom, które mnie teraz opanowały, po prostu nie mogłam przestać płakać. Bałam się, bo nie wiedziałam co mnie czeka. Czy pobiją mnie, tak że nie będę w stanie ruszyć nawet palcem lub zgwałcą mnie, że będę pragnęła tego żeby mnie zabili albo co najgorsze zrobią obie rzeczy na raz.
Wytarłam swoje oczy, ciągając nosem. Nie mogę tak tu tkwić. Muszę coś wymyślić, ale nie wiem co. Nie ma stąd ucieczki. Boże, daj mi siłę. Nie wiem co ci ludzie mi zrobią, mam nadzieję, że Harry nie dopuści do najgorszego, pokazał mi to dzisiaj. Obronił mnie od gwałtu. Chyba mogłam mu trochę zaufać? Nie, o czym ja myślę. On jest tacy jak oni, już podniósł na mnie rękę, ale z jednej strony, chciał mnie nakarmić,  a teraz poszedł mi po jakieś ubranie. To chyba troska? Ale dlaczego to robi? Od początku wydawał mi się, że jest z nich wszystkich najgorszy, ale on jak to podkreślił, lubi się mścić, tak jak teraz to robi. Mści się na moim ojcu, moim kosztem.
Zastanawiałam się, dlaczego matka mnie okłamała. Od zawsze zachowywała się dziwnie, kiedy chciałam o nim porozmawiać, od razu zmieniała temat, jakby nie chciała mi nigdy o tym mówić, p o czym goniła mnie do lekcji, czy do kościoła żeby tylko o tym nie mówić. Ciekawi mnie to, co jeszcze ukrywa. Harry zna całą biografię mojej rodziny, ale pewnie nie będzie chciał mi o tym powiedzieć. Muszę sprawić żeby jakoś mi zaufał. Tylko jak? Skoro nawet ja mu nie ufałam.
Położyłam się zrezygnowana na zimną podłogę aż coś wbiło mi się w ramię. Było ciemno i nie za bardzo wiedziałam co to jest. Usiadłam i zaczęłam szukać obiektu aż w końcu znalazłam. Wzięłam ową rzecz do ręki i zaczęłam dotykać żeby stwierdzić co to jest.
Scyzoryk.
Zaczęłam piszczeć ze szczęścia, bo Bóg odpowiedział w końcu na moje modlitwy. Oczywiście nie chciałam nikogo zabić, ale to przyda mi się żeby stąd jakoś uciec, przynajmniej miałam taką nadzieję. Schowałam nożyk do kieszeni od bluzy, którą dał mi Harry i zapięłam się aż pod szyję, czekając na to aż brunet w końcu tu wróci.
Już zaczynałam zasypiać aż w końcu usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi kluczami, po czym tu wchodzi. Bałam się, że to nie Harry, ale gdy tylko zapalił światło, rozwiał wszystkie moje wątpliwości.
- Przyniosłem ci rzeczy - położył je obok mnie, a jedynie cicho podziękowałam.
- Idę na to spotkanie, później tu wrócę i przyniosę tobie coś do jedzenia. Ubierz się.
Chłopak wyszedł, ale zostawił zapalone światło, tak żebym mogła spokojnie się ubrać. Przyniósł mi jakieś jeansy, które na pewno nie należały do niego, a zapewne do jego dziewczyny. Mam nadzieję, że nie będzie się na niego złościć z mojego powodu, o ile ma pojęcie o tym, czym jej ukochany się zajmuje.


*     *      *

Wszedłem do mojego ' gabinetu', gdzie aktualnie znajdował się Kurt, który patrzył się na mnie jakby planował moją śmierć i jakiś chłopak, który chyba nazywał się Luke. Muszę zacząć uczyć się ich imion, bo to robi się denerwujące. Dlaczego słowo gabinet jest w cudzysłowie? Już tłumaczę. Miejsce naszych spotkań nie było takie jak w typowym gabinecie, gdzie znajduje się biurko, za którym powinienem siedzieć, a przede mną jakieś wygodne fotele, gdzie siedzieliby moi pracownicy, którzy by słuchali tego co mam do powiedzenia. W pomieszczeniu, w którym obecnie się znajdowaliśmy, była lodówka, stół, blat, na którym były puste opakowania po pizzy. Tak, to była kuchnia, z której tylko ja korzystałem, bo inni nie lubili sobie gotować, więc zamawiali fas foody.
- Więc po co zostałem tu wezwany? - zwaliłem pudełka i usiadłem na blat, czekając na to co mogą mieć do powiedzenia.
- Dzwonił do nas facet, który wypytywał o córkę Dawsona, prawdopodobnie to był jego sekretarz, ale to mało istotne. Groził nam, że jeżeli jej nie oddamy, to użyją do tego specjalnych środków - zaśmiał się i wziął łyka swojej coca coli. - Powiedziałem mu, że nie możemy się odczekać tego aż w końcu się zjawili i żeby nie był taki groźny tylko dał mi do porozmawiania z Dawsonem, on od razu się rozłączył - Luke skończył swoją wypowiedź i spojrzał na mnie.
- A już myślałem, że Josh zdobędzie się na coś odważniejszego, że zrzuci na naszą bazę jakieś bomby czy coś - zaśmiałem się. - Ale robi postępy, w końcu przyznaje się do tego, że ma córkę. Śmieszy mnie to wszystko. Bał się sam zadzwonić, więc wynajął jakiegoś frajera, który zrobi za niego wszystko. Patrzę, że nasz przyjaciel wcale się nie zmienił - prychnąłem.
 - Może to jest właśnie jego część planu? - odparł Luke. - Tak czy siak musimy uważać.
- Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą, Kurt idź powiedz wszystkim, że mają być gotowi na wszystko, nie możemy popełnić żadnego błędu i nie patrz na mnie tym morderczym spojrzeniem, bo na prawdę to nie robi na mnie żadnego wrażenia. Masz jej nie dotykać, to nie jest takie trudne. - Uśmiechnąłem się do niego żeby tylko bardziej go zdenerwować, a on mruknął coś pod nosem i wyszedł z kuchni.
- Dzięki Luke za tą informację, możesz wrócić do pracy.
- Nazywam się Lewis, ale nie ma za co - poklepał mnie po ramieniu.
- Wyglądał bardziej na kogoś, kto ma na imię Luke, więc będę tak na ciebie już mówić, myślę, że się nie obrazisz - uśmiechnąłem się.
- Jest w porządku - zaśmiał się i wyszedł z kuchni.
 Otworzyłem lodówkę i wziąłem z niej wodę. Zrobiłem jej kilka kanapek i poszedłem na górę, żeby ją nakarmić. Po co się tak starałem o jej dobro? Nie mam pojęcia.

*     *     *

Usłyszałam jak drzwi ponownie się otwierają, wiedziałam, że to Harry. Schowałam rękę do kieszeni, w której miałam scyzoryk, po czym uśmiechnęłam się lekko do niego, co mnie bardziej zdziwiło odwzajemnił uśmiech, ukazując swoje dołeczki.
- Zrobiłem ci kilka kanapek, no i przyniosłem wodę - położył jedzenie obok mnie, po czym usiadł obok mnie, jednak dalej przestrzegając zasady przestrzeni osobistej. Było mi głupio, bo on jednak się starał, a ja miałam w zamiarze go podle potraktować, jeden głupi ruch mógł sprawić, że pobiłby mnie na kwaśne jabłko. Bądźmy też szczerzy, nie miałam pojęcia gdzie obecnie się znajduję. Mam nadzieję, że nie wywieźli mnie daleko.
- Dziękuję, naprawdę nie musiałeś, nie chcę żebyś miał przeze mnie kłopoty - powiedziałam, lekko zawstydzona i spojrzałam na jedzenie. Od razu mój żołądek wydał z siebie dźwięk przeraźliwego głodu.
- Musiałem, nie chcę żebyś umarła.
Co on powiedział?
- Co?
- No jesteś nam potrzebna, już ci mówiłem dlaczego - powiedział drapiąc się po karku. - Zjedz, nie krępuj się.
Musiałam coś zjeść. Gdyby udało mi się stąd uciec, to prawdopodobnie nie uciekłabym daleko, bo byłabym zbyt głodna, dlatego wzięłam się za jedzenie przygotowanych przez Harrego kanapek.
Gdy tylko skończyłam jeść oraz gdy wypiłam całą zawartość butelki, którą mi przyniósł, mogłam myśleć nad tym, jak to zrobić żeby odwrócić jego uwagę.
- Dziękuję ci jeszcze raz za te kanapki - uśmiechnęłam się do niego moim aktorskim uśmiechem. Co bardzo mnie ucieszyło, kupił to.
 - Mam nadzieję, że ci smakowały.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - zachichotałam.
- Będę już się zbierał, postaraj się zasnąć - wstał i podszedł do drzwi.
Nie ! Nie wychodź. Kurczę, Ana, myśl.
- Harry... - zaczęłam niepewnie.
On się odwrócił i spojrzał na mnie.
- Tak?
- Czy mogę cię przytulić? - szepnęłam, na tyle by mógł to usłyszeć.
Zapewne zdziwiło go moje pytanie, bądźmy szczerzy, mnie również, ale w tym momencie nie mogłam wpaść na coś lepszego. Nie czekając dłużej, gdy tylko wstałam, od ruszył w moją stronę i lekko mnie objął.
To był właśnie ten moment. Chwyciłam delikatnie scyzoryk z kieszeni i już miałam go dźgnąć, ale chwycił moje ramię i wykręcił mi je.
Jęknęłam z bólu, bo aż wylądowałam na ziemi.
- Myślałaś, że jestem taki głupi? Oddaj mi ten scyzoryk - warknął w moją stronę.
- Dobra, tylko mnie puść! - krzyknęłam.
On puścił mnie a ja od razu chwyciłam się za ramię.
- Od razu wiedziałem, że jest coś nie tak, gdy tylko chciałaś mnie przytulić. Scyzoryk. Teraz.
Podałam mu go, a on schował srebrną rzecz do tylnej kieszeni swoich spodni.
- Lepiej się wyśpij, bo nie chciałbym być teraz w twojej skórze. Do jutra - warknął i wyszedł trzaskając drzwiami.
No pięknie.


wtorek, 18 sierpnia 2015

Trzeci



Obudził mnie głośny huk zamykanych drzwi, nie byłam w stanie stwierdzić jak długo spałam i jaka jest pora dnia. Znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym nie było ani jednego okna, panował tu zaduch a jedyne co mogłam zobaczyć, ledwie otwierając oczy to ciemność spowodowana opaską, którą nałożono mi na oczy.
- Twój kochany tatuś chyba zapomniał czym jest ojcowska miłość-  usłyszałam silny, męski głos dobiegający z przerażająco bliskiej odległości.
- Jjj..ak to?- zapytałam drżącym głosem.
- Jeszcze pytasz? Nie ma cię w domu od 13 godzin, szuka cię pół miasta, ten skurwysyn jednym telefonem załatwiłby wszystko, ale wiesz co? Chyba go nie obchodzisz!- zaśmiał się mężczyzna.- Właśnie dlatego do niego zadzwonisz i poprosisz o pomoc- usłyszałam po czym jednym ruchem zerwano mi opaskę przystawiając telefon pod nos.
W pomieszczeniu było równie ciemno jak chwilę wcześniej, gdy moje pole widzenia ograniczało się do ciasno ściśniętych powiek.
- Nie znam swojego ojca, nigdy nie widziałam go na oczy i nie rozmawiałam z nim, pewnie właśnie dlatego nie obchodzi go moje zaginięcie, przykro mi ale trafiliście na okup, na którym mu ani trochę nie zależy, więc po prostu wypuśćcie mnie i dajcie mi spokój!- powiedziałam jednym tchem, czego od razu pożałowałam bo w odpowiedzi otrzymałam siarczysty policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mówić mi co mam robić i jak mam robić, zrozumiałaś?!- krzyknął wysoki mężczyzna, pchając mnie w kąt pomieszczenia.
Upadłam z taką siłą, że usłyszałam trzask łamanego drewna, za co chwilę później mi się oberwało.
- Kurt mnie zabije, do chuja, przynosisz same straty, zero zysków!
Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej, łzy leciały z moich oczu jedna za drugą. Mimo kilku godzin snu czułam się wykończona, byłam też głodna i brudna, moje dotychczasowo spokojne życie legło w gruzach,a to,co działo się teraz było absurdalne.
- Posłuchaj, albo wykonasz ten jeden, jebany telefon albo spuszczę ci taki w pierdol, że nie przetrwasz tej nocy, rozumiemy się?- zagroził, chwytając mnie za podbródek.
Wzięłam telefon do ręki, drżącymi palcami nacisnęłam zieloną słuchawkę, wybierając numer mężczyzny, z którym miałam okazję rozmawiać pierwszy i zapewne ostatni raz.
-Halo, tu Ana - zaczęłam z trudem powstrzymując się od wybuchu płaczu.
-Ana? Przepraszam? To chyba jakaś pomyłka - usłyszałam głos dobiegający z słuchawki. Nim zdążyłam się ponownie odezwać, rozległ się sygnał urywanego połączenia.
Przełknęłam ślinę, spuściłam głowę w dół, nie będąc pewna co zaraz nastąpi. Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i schował go z powrotem do kieszeni, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie tu kompletnie samą.
Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie wparowała tu policja, dlaczego nikt nic z tym nie robił? Komu ja tak bardzo zawiniłam? Oparłam się plecami o zimną ścianę i zamknęłam na chwilę oczy. Jeżeli nie wyjdę stąd jak najszybciej, prawdopodobnie oszaleję. Miałam tyle pytań na temat mojego ojca, mojej całej rodziny. Jednak byłam pewna, że raczej nikt nie udzieli mi na nie odpowiedzi. Nie rozumiałam tego, jakim sposobem wiedzieli coś czego ja nie wiem? Czy mama okłamałaby mnie, że mój ojciec nie żyje? Nie, nie, na pewno by tego nie zrobiła.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam wysokiego chłopaka. Zapewne był to Harry, który kilka minut temu potraktował mnie bardzo brutalnie. Odwróciłam wzrok, starałam się patrzeć wszędzie byleby nie na niego, nie chciałam go bardziej zdenerwować.
Ukucnął naprzeciwko mnie i chwycił za mój podbródek, tak żebym na niego spojrzała. Gwałtownie odsunęłam się od niego, ponieważ bałam się, że znowu oberwę. Schowałam się w kącie, podkulając nogi i obserwując go.
On natomiast nie spuszczał ze mnie wzroku. Jeżeli nie przestanie się tak na mnie gapić to po prostu spłonę. Jego spojrzenie było takie przytłaczające.
- Twoje imię to Anne? - zapytał, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
Prychnęłam, nie wiem, czy on próbował udawać miłego? Po tym jak dał mi w twarz i nawet nie przeprosił? Jaki facet bije kobietę po twarzy? Już na samym początku stracił w moich oczach.
- Nie prychaj na mnie, tylko odpowiadaj na pytania - powiedział już nieco ostrzej, przybliżając się.
- Nie - rzekłam cicho. - Jestem Anastasia - powiedziałam zgodnie z prawdą, nawet na niego nie patrząc. - Czy teraz ja mogłabym cię o coś zapytać? Błagam, chociaż jedno pytanie - podniosłam na niego wzrok.
On nie odpowiedział tylko wciąż się na mnie patrzył. Uznałam to jako pozwolenie.
- Nie rozumiem dlaczego mnie tu trzymacie skoro tak naprawdę chodzi wam o mojego tatę, co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam, mierząc go wzrokiem.
Spojrzał się na swoje ręce, śmiejąc się. Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Wydaję mi się, że już wielokrotnie udzieliliśmy ci odpowiedzi na to pytanie Anastasio.
- Chciałabym wiedzieć więcej, jestem jakąś przynętą? Są różne sposoby, byście go dorwali - powiedziałam cicho.
Kręciło mi się w głowie, założę się, że Harry musiał słyszeć wygłodniały ryk mojego żołądka.
Znów zbliżył się do mnie nie odzywając się ani słowem, przykucnął i po prostu mi się przyglądał. Czułam się niezręcznie, ulokowałam swoje spojrzenie na dłoniach i zaczęłam nerwowo pstrykać paznokciami.
-Zaraz wrócę - oznajmił Harry po czym opuścił pomieszczenie.
Minęło parę dobrych minut zanim pojawił się z powrotem. Ku memu zdziwieniu w jego dłoniach  zauważyłam niewielka reklamówkę, którą rozpoznałam niemal od razu.
- Piekarnia Beeker's - najlepsza w mieście - powiedział, podstawiając mi ją pod sam nos.
- Dziękuję..- odpowiedziałam zdziwiona, od razu zabierając się do jedzenia, gdy tylko mnie rozwiązał. Nie jadłam zaledwie kilka godzin jednakże dla mojego żołądka były to tortury.
Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem, do środka wszedł łysy, ogromny i zdecydowanie bardziej przerażający niż Harry mężczyzna. Na oko miał jakieś 40 lat i na pewno nie był z tych którzy są kochającymi mężami z dwójką dzieci i dobrą pracą.
- Co do chuja!- krzyknął wyrywając mi z dłoni bułkę, którą dostałam chwilę wcześniej od Harrego. - Ty jej to przyniosłeś? - warknął, popychając chłopaka na ścianę.- Na sentymenty cię wzięło idioto? Może jeszcze zaproponujesz jej wspólną kąpiel a zaraz później kolację przy świecach?- zaśmiał się wciąż mocno przyciskając Harrego do ściany,
- Ja tylko chciałem żeby w końcu zaczęła współpracować,odpierdol się Kurt! - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie chcę cię tu więcej widzieć Styles!- powiedział jak mniemam Kurt wyrzucając Harrego za drzwi.
Przyglądałam się całemu zdarzeniu ukradkiem, wiedziałam, że zaraz i mnie się oberwie, to tylko kwestia czasu.
- To co maleńka? Zabawimy się?- zaśmiał się mężczyzna przybliżając się do mnie zdecydowanie zbyt mocno.

**********************

- Zawsze wiedziałam, że kiedyś te twoje cholerne machlojki odbiją się na naszej córce!- krzyczała kobieta, zanosząc się płaczem.
- Gdyby siedziała w domu, tak jak cię o to prosiłem to nic by się nie stało - odpowiedział mężczyzna.
- Słucham? Śmiesz jeszcze narzucać mi, że jej zaginięcie to moja wina? Josh to nastolatka, nie byłam w stanie tak po prostu zamknąć jej w domu! Gdyby nie ty mogłaby wieść normalne życie, a ja nie musiałabym być wstrętnym kłamcą dla swojego dziecka - płakała coraz bardziej.
- Przestańmy się kłócić, chociaż teraz, trzeba zastanowić się co robić. Nie mogę przylecieć do Coventry, zabiją mnie Llyn, wiesz o tym.
- Najlepiej niech to ją zabiją! Ty draniu!- krzyknęła po czym rzuciła słuchawką.


**********************
          2 dni później

- Pani Llyn, musi pani zjeść cokolwiek, przecież tak nie da się funkcjonować - powiedziała z  rezygnacją opadając na krzesło.
- Amelio mogłabyś sprawdzić skrzynkę na listy? Może pojawiło się coś nowego - poprosiła kobieta ignorując prośbę przyjaciółki córki.
Wiedząc, że i tak nic nie wskóra wyszła wykonując jej prośbę. Oprócz gazetek z reklamami nie było w niej nic wartego uwagi, zawiedziona ruszyła z powrotem do środka. Przed samym wejściem rzuciła się jej w oczy biała koperta wsadzona pod doniczkę z kwiatkiem. Chwyciła ją i drżącymi palcami rozerwała wyciągając z niej kartkę.

Twojej przepięknej córeczce na razie nic nie jest. Podkreślam - NA RAZIE. Przekaż Joshowi, że ma równo 5 dni żeby się do nas odezwać, jeśli nie, znajdziemy inny sposób by go tu ściągnąć. 

- Pani Llyn!- przerażona Amelia opuściła kopertę na ziemię.
- Przecież to łańcuszek Anastasii - powiedziała kobieta podnosząc kopertę. Wystawał z niej kawałek biżuterii.
- Nie wiem co tu jest grane ale jeśli Josh to ojciec Any, lepiej niech się pospieszy - powiedziała dziewczyna, podając kartkę zapłakanej kobiecie.


Witamy was ponownie! Wiemy, że czytelników raczej może tu nie być, ale chciałybyśmy was przeprosić za tak długą przerwę. Kończą się wakacje i prawdopodobnie rozdziały będą rzadko, ponieważ z Natalią idziemy już do 1 klasy liceum. Postaramy się żeby były co weekend a nie po 7 miesiącach tak jak teraz. Mamy nadzieję, że się nie złościcie, to tyle :)





niedziela, 18 stycznia 2015

Drugi




- Pani Llyn bardzo panią proszę, niech się pani nie martwi, na pewno znajdzie się jakieś błahe wytłumaczenie, a niebawem będziemy się z tego śmiać - szepnęła Amelia delikatnie kładąc dłoń na ramieniu zdenerwowanej kobiety.
- Jak mam się nie martwić? Mojego dziecka od dziesięciu godzin nie ma w domu, nie daje znaków życia, a ty każesz mi się nie martwić? Od początku wiedziałam, że ta cholerna impreza to zły pomysł.
- Dlaczego nie zawiadomi pani policji?- zapytała dziewczyna.
- Ah, szkoda czasu i tak z tym nic nie zrobią - odpowiedziała spuszczając wzrok w podłogę.
- Na pewno zrobiliby więcej niż my, obdzwoniłam wszystkich naszych znajomych i pobliskie szpitale, nikt nic nie wie i nikt nic nie słyszał. Pani Llyn to dla jej dobra, niech pani zgłosi zaginięcie, a odpowiednie służby się tym zajmą - poradziła przejęta blondynka.
- Zaczekajmy jeszcze do końca dnia - kobieta wyraźnie odrzucała opcję zawiadomienia policji, co prawdopodobnie było ostatnią deską ratunku. - Zastanów się Am, czy Anastasia rozmawiała wczoraj z kimś obcym? - zapytała.
- Naprawdę nie wiem, nie pamiętam. Zapoznałam ją z grupą moich znajomych, a potem poszliśmy się czegoś napić a Ana została, nie wiem co robiła później - przyznała zawstydzona.- Chociaż... właściwie to... wiem! - krzyknęła.- Jake, tak, tak, Anastasia siedziała z Jake'em na tarasie, widziałam ich - powiedziała jednym tchem przypominając sobie urywek wczorajszego wieczoru.
- Co to za chłopak? To niemożliwe, moja córka nie rozmawia z obcymi ludźmi -odburknęła kobieta sięgając po szklankę z wodą i kolejną porcję tabletek.
- Jake jest dobrym chłopakiem proszę pani, a pani córka nie rozmawiała z obcymi ludźmi, ale czas najwyższy to zmienić, nie sądzi pani? - odpowiedziała dziewczyna szukając numeru chłopaka w dość obszernej liście swoich kontaktów.
- Nie ma czasu na wywody na temat tego jak złą jestem matką, masz do niego numer?
- Właśnie szukam, ale obawiam się, że nie. Jednak jest ktoś, kto na pewno go ma - powiedziała z rezygnacją. - Niech pani zaczeka, zaraz go zdobędę - oznajmiła i wybrała z listy kontaktów numer ostatniej osoby z jaką miałaby ochotę rozmawiać.

- Amelia?- usłyszała zachrypnięty głos.
- Musisz mi pomóc Alex - powiedziała bez jakiegokolwiek powitania.
- Co się stało?
- Potrzebuję numeru Jake'a, jak najszybciej - oznajmiła zdenerwowana.
- Możesz powiedzieć mi o co chodzi? Dlaczego masz taki drżący głos? - zapytał chłopak.
- Ugh, nieważne. Proszę Alex podaj mi ten numer - poprosiła.
- Dobrze, masz jakąś kartkę pod ręką?
- Daj mi chwilę - powiedziała idąc do pokoju mamy Anastasii. - Niech pani da mi swój telefon - poprosiła zakrywając głośnik swojego smartfona a Dawson wskazała ręką drewniany stolik stojący przy jej łóżku.
- Już mam, dyktuj - poinstruowała.
- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał, po czym podyktował jej numer.
- Dzięki Alex - odpowiedziała i rozłączyła połączenie, w tym samym czasie wybierając numer w telefonie pani Llyn.
Po kilku trwających wieczność sygnałach w słuchawce odezwał się Jake.
- Kto mówi?
- Cześć Jake tu Amelia, wiem, że wczoraj poznałeś moją przyjaciółkę, no wiesz Anastasię. Po wczorajszej imprezie nie wróciła do domu, siedzę tu właśnie z jej mamą, która jest kłębkiem nerwów, proszę powiedz mi, że jest z tobą - wyjaśniła nie dając mu dojść do słowa.
- Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Rozeszliśmy się wczoraj przed 22 i więcej jej nie zobaczyłem - powiedział.
- Jesteś pewien? To ważne - upewniała się dziewczyna.
- Tak Am. Nie mam pojęcia co się z nią stało - potwierdził.- Muszę już kończyć, powodzenia -rozłączył się.

- Jake też nic nie wie, więc albo powiadomimy policję, albo będziemy siedzieć tak bezczynnie - powiedziała zdenerwowana nieracjonalnym podejściem matki swojej przyjaciółki.
- Nie mogę zawiadomić policji, nie pytaj dlaczego, po prostu nie, musimy czekać - westchnęła bezradnie,
- W takim razie ja to zrobię - oznajmiła Amelia.


****



Leżałam skulona na zimnej posadzce przysłuchując się krokom dobiegającym zza ściany. Wielokrotnie próbowałam się podnieść, jednak zmarznięte i obolałe ciało było zasadniczą przeszkodą, która mi to uniemożliwiła. Związane nadgarstki najbardziej dawały mi się we znaki, sznurek którym zostały związane okropnie mi je nacierał. Wciąż zastanawiałam się, jak to możliwe że się tam znalazłam, kim są ci ludzie i co do cholery mam z nimi wspólnego. Tak bardzo martwię się o mamę, pewnie odchodzi od zmysłów. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi, instynktownie skuliłam się bardziej chowając głowę w ramiona.
-Witam księżniczkę - usłyszałam niski głos, ten sam który po raz ostatni usłyszałam wczoraj. - Jak się dziś czujesz? - zapytał drwiącym głosem mężczyzna. - Zdejmij jej opaskę Harry - rozkazał, po czym usłyszałam silnie stawiane kroki, zmierzające w moją stronę. Przez te kilka godzin mój słuch stał się zdecydowanie bardziej wyostrzony. Chwilę później poczułam na karku ciepłe dłonie sięgające po supeł związany z materiału.
- Witamy - powiedział spoglądając na mnie z pogardą.
- Chcę wrócić do domu - oznajmiłam niepewnie zachrypniętym głosem.
- Ha ha - zaśmiał się starszy mężczyzna podchodząc do mnie i chwytając mnie za ramię. - Najpierw sobie porozmawiamy - uśmiechnął się.
Przełknęłam ślinę i ze strachem w oczach spojrzałam na niego, a później na jego towarzysza, który zdjął mi przepaskę z oczu, po czym ponownie spojrzałam na tego starszego. Zaczęłam się trząść. Sama nie wiem czy to było ze strachu lub z tego, że było mi zimno pomijając fakt, że miałam na sobie jedynie cienką sukienkę, ale wydaję mi się, że z obu tych przyczyn.
- Co słychać u twojego ojca? - tym pytaniem wyrwał mnie z moich beznadziejnych przemyśleń, jednak postanowiłam się nie odzywać i spuściłam głowę, patrząc na podłogę. - Jak to jest mieć ojca krętacza? - w jego głosie słyszałam drwinę, przez co spojrzałam na niego i prychnęłam.
- Nie mam ojca. Musieliście mnie z kimś pomylić, bo mój ojciec nie żyje już dobrych kilka lat - odparłam przygryzając wargę.
- Idiotka - powiedział nagle tamten drugi, podchodząc bliżej mnie, przez co mogłam mu się bardziej przyjrzeć. - Twój pieprzony ojciec przez całe życie był frajerem, kłamcą, krętaczem i tchórzem, przez co przez niego muszą cierpieć niewinni ludzie, a wiesz co jest najzabawniejsze? On wciąż żyje - splunął. - A to jest najgorsze. - Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
To nie mogło być prawdą. Mama by mnie nie okłamała. Nie mogłaby. Ponownie prychnęłam.
- To nie jest prawdą, proszę rozwiążcie mnie, bo nie mam pojęcia co tu robię. W domu czeka na mnie chora matka, która zapewne już traci wszelkie zmysły - powiedziałam ledwo wstając gdyż miałam związane ręce.
Starszy facet pospiesznie podszedł do mnie i znów pchnął mnie na ziemię.
- Nigdzie nie idziesz mała suko, już długo ciebie obserwowaliśmy, wiemy o tobie wszystko jak i całej rodzinie, więc jesteś niezłą przynętą.
Po wypowiedzianych słowach nieznajomego zrobiło mi się niedobrze. To wszystko nie może być prawdą? Dlaczego ja? Komu tak bardzo przeszkadzałam w życiu? Tym ludziom? Przecież nikomu nigdy nic nie zrobiłam. Błagam Boże, pomóż mi to przetrwać.
- Twój ojciec miał wiele firm, gdzie to nie było sprawiedliwe. Wszystko co robił było fałszywe. Wrabianie swoich pracowników, lewe umowy, zabijanie innych nieznanych mu osób. Nie, on nigdy nie zabił człowieka, jednak zawsze komuś zlecał to zadanie. Mówiłem, że straszny z niego tchórz? - zapytał brunet z lokami na głowie.
- Jeżeli naprawdę taki był, oczywiście wam nie wierzę, to co ja mam w tym wszystkim wspólnego?! Ja nawet go nie znam, nic o nim nie wiem, to wszystko co mówicie wydaje się takie mało realistyczne.
- Ale prawdziwe, twoja matka nie była z tobą szczera, gówno wiesz. Twój ojciec i cała twoja pieprzona rodzina łącznie z tobą za to zapłacicie. Pomszczę śmierć mojej matki i ojca. Więc w każdej chwili bądź czujna, twój ojczulek już dostał informację, co się z tobą stało - powiedział niskim głosem, po czym wyprostował się i odwrócił się w stronę drzwi.
- Kurt włóż jej opaskę z powrotem, czekam w samochodzie - powiedział ostatnie słowa i wyszedł.
Niedługo po nim wyszedł jak mniemam Kurt, zostawiając mnie tutaj samą w ciemnościach. Było mi zimno. Zaczęłam łkać z bezsilności. Dobry Boże, naprawdę mnie tak nienawidzisz? 
W mojej głowie krążyło setki pytań, na które nikt nie raczył mi udzielić odpowiedzi. Powoli położyłam się na ziemię i się skuliłam, czekając na to co mnie jeszcze dziś spotka.


***

Siedział w swoim fotelu, a w jednej ręce trzymał piwo, a w drugiej pilota zmieniając kanał za kanałem, aż w końcu zostawił na wiadomościach.
" Wczoraj wieczorem zaginęła osiemnastoletnia Anastasia Dawson" powiedziała prezenterka, po czym na ekranie zostało pokazane zdjęcie zaginionej dziewczyny.
On w tym czasie wypluł napój, który trzymał w ustach, po czym pogłośnił dźwięk w telewizorze. 
" Anastasia zaginęła późnym wieczorem, nikt nie potrafił udzielić nam przydatnych informacji, matka zaginionej prosi o natychmiastowe zawiadomienie, jeżeli ktoś z miasta Coventry miał nawet jakieś informacje na temat zaginięcia".
Wyłączył telewizor, po czym pospiesznie ruszył do swojego pokoju, by ubrać się. Chwilę później gotowy, wyszedł z domu i chwycił telefon, po czym zadzwonił na numer osoby, z którą nie rozmawiał od lat. Miał nadzieję, że był aktualny. 
Ucieszył się, gdy nagle w słuchawce można było usłyszeć sygnał, a potem...
- Halo? - usłyszał dobrze mu znany kobiecy głos.
- L..Llyn...



_______________________________________________________________

Hi guys! 
Jak myślicie kim może być osoba, która wystąpiła pod koniec rozdziału?
Ogólnie chcemy przeprosić, że tak długo musieliście czekać, ale szkoła i sami wiecie jak to jest. Rozdziały prawdopodobnie będą pojawiały się co weekend, bo tylko wtedy mamy czas na pisanie ;)
Zachęcamy was do komentowania i rozgłaszania bloga swoim znajomym :D  To do następnego.

KOMENTARZE = ROZDZIAŁ

PS. Chciałabym żebyście weszli w zakładkę ' Ciekawostka ' oraz zawitali na tamtego bloga, jaki tam został umieszczony. ;)