wtorek, 18 sierpnia 2015

Trzeci



Obudził mnie głośny huk zamykanych drzwi, nie byłam w stanie stwierdzić jak długo spałam i jaka jest pora dnia. Znajdowałam się w pomieszczeniu, w którym nie było ani jednego okna, panował tu zaduch a jedyne co mogłam zobaczyć, ledwie otwierając oczy to ciemność spowodowana opaską, którą nałożono mi na oczy.
- Twój kochany tatuś chyba zapomniał czym jest ojcowska miłość-  usłyszałam silny, męski głos dobiegający z przerażająco bliskiej odległości.
- Jjj..ak to?- zapytałam drżącym głosem.
- Jeszcze pytasz? Nie ma cię w domu od 13 godzin, szuka cię pół miasta, ten skurwysyn jednym telefonem załatwiłby wszystko, ale wiesz co? Chyba go nie obchodzisz!- zaśmiał się mężczyzna.- Właśnie dlatego do niego zadzwonisz i poprosisz o pomoc- usłyszałam po czym jednym ruchem zerwano mi opaskę przystawiając telefon pod nos.
W pomieszczeniu było równie ciemno jak chwilę wcześniej, gdy moje pole widzenia ograniczało się do ciasno ściśniętych powiek.
- Nie znam swojego ojca, nigdy nie widziałam go na oczy i nie rozmawiałam z nim, pewnie właśnie dlatego nie obchodzi go moje zaginięcie, przykro mi ale trafiliście na okup, na którym mu ani trochę nie zależy, więc po prostu wypuśćcie mnie i dajcie mi spokój!- powiedziałam jednym tchem, czego od razu pożałowałam bo w odpowiedzi otrzymałam siarczysty policzek.
- Nigdy więcej nie waż się mówić mi co mam robić i jak mam robić, zrozumiałaś?!- krzyknął wysoki mężczyzna, pchając mnie w kąt pomieszczenia.
Upadłam z taką siłą, że usłyszałam trzask łamanego drewna, za co chwilę później mi się oberwało.
- Kurt mnie zabije, do chuja, przynosisz same straty, zero zysków!
Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa więcej, łzy leciały z moich oczu jedna za drugą. Mimo kilku godzin snu czułam się wykończona, byłam też głodna i brudna, moje dotychczasowo spokojne życie legło w gruzach,a to,co działo się teraz było absurdalne.
- Posłuchaj, albo wykonasz ten jeden, jebany telefon albo spuszczę ci taki w pierdol, że nie przetrwasz tej nocy, rozumiemy się?- zagroził, chwytając mnie za podbródek.
Wzięłam telefon do ręki, drżącymi palcami nacisnęłam zieloną słuchawkę, wybierając numer mężczyzny, z którym miałam okazję rozmawiać pierwszy i zapewne ostatni raz.
-Halo, tu Ana - zaczęłam z trudem powstrzymując się od wybuchu płaczu.
-Ana? Przepraszam? To chyba jakaś pomyłka - usłyszałam głos dobiegający z słuchawki. Nim zdążyłam się ponownie odezwać, rozległ się sygnał urywanego połączenia.
Przełknęłam ślinę, spuściłam głowę w dół, nie będąc pewna co zaraz nastąpi. Chłopak wyrwał mi telefon z ręki i schował go z powrotem do kieszeni, a następnie wstał i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie tu kompletnie samą.
Zastanawiałam się dlaczego jeszcze nie wparowała tu policja, dlaczego nikt nic z tym nie robił? Komu ja tak bardzo zawiniłam? Oparłam się plecami o zimną ścianę i zamknęłam na chwilę oczy. Jeżeli nie wyjdę stąd jak najszybciej, prawdopodobnie oszaleję. Miałam tyle pytań na temat mojego ojca, mojej całej rodziny. Jednak byłam pewna, że raczej nikt nie udzieli mi na nie odpowiedzi. Nie rozumiałam tego, jakim sposobem wiedzieli coś czego ja nie wiem? Czy mama okłamałaby mnie, że mój ojciec nie żyje? Nie, nie, na pewno by tego nie zrobiła.
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam wysokiego chłopaka. Zapewne był to Harry, który kilka minut temu potraktował mnie bardzo brutalnie. Odwróciłam wzrok, starałam się patrzeć wszędzie byleby nie na niego, nie chciałam go bardziej zdenerwować.
Ukucnął naprzeciwko mnie i chwycił za mój podbródek, tak żebym na niego spojrzała. Gwałtownie odsunęłam się od niego, ponieważ bałam się, że znowu oberwę. Schowałam się w kącie, podkulając nogi i obserwując go.
On natomiast nie spuszczał ze mnie wzroku. Jeżeli nie przestanie się tak na mnie gapić to po prostu spłonę. Jego spojrzenie było takie przytłaczające.
- Twoje imię to Anne? - zapytał, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego.
Prychnęłam, nie wiem, czy on próbował udawać miłego? Po tym jak dał mi w twarz i nawet nie przeprosił? Jaki facet bije kobietę po twarzy? Już na samym początku stracił w moich oczach.
- Nie prychaj na mnie, tylko odpowiadaj na pytania - powiedział już nieco ostrzej, przybliżając się.
- Nie - rzekłam cicho. - Jestem Anastasia - powiedziałam zgodnie z prawdą, nawet na niego nie patrząc. - Czy teraz ja mogłabym cię o coś zapytać? Błagam, chociaż jedno pytanie - podniosłam na niego wzrok.
On nie odpowiedział tylko wciąż się na mnie patrzył. Uznałam to jako pozwolenie.
- Nie rozumiem dlaczego mnie tu trzymacie skoro tak naprawdę chodzi wam o mojego tatę, co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam, mierząc go wzrokiem.
Spojrzał się na swoje ręce, śmiejąc się. Wstał i zaczął przechadzać się po pokoju.
- Wydaję mi się, że już wielokrotnie udzieliliśmy ci odpowiedzi na to pytanie Anastasio.
- Chciałabym wiedzieć więcej, jestem jakąś przynętą? Są różne sposoby, byście go dorwali - powiedziałam cicho.
Kręciło mi się w głowie, założę się, że Harry musiał słyszeć wygłodniały ryk mojego żołądka.
Znów zbliżył się do mnie nie odzywając się ani słowem, przykucnął i po prostu mi się przyglądał. Czułam się niezręcznie, ulokowałam swoje spojrzenie na dłoniach i zaczęłam nerwowo pstrykać paznokciami.
-Zaraz wrócę - oznajmił Harry po czym opuścił pomieszczenie.
Minęło parę dobrych minut zanim pojawił się z powrotem. Ku memu zdziwieniu w jego dłoniach  zauważyłam niewielka reklamówkę, którą rozpoznałam niemal od razu.
- Piekarnia Beeker's - najlepsza w mieście - powiedział, podstawiając mi ją pod sam nos.
- Dziękuję..- odpowiedziałam zdziwiona, od razu zabierając się do jedzenia, gdy tylko mnie rozwiązał. Nie jadłam zaledwie kilka godzin jednakże dla mojego żołądka były to tortury.
Nagle pomieszczenie wypełniło się światłem, do środka wszedł łysy, ogromny i zdecydowanie bardziej przerażający niż Harry mężczyzna. Na oko miał jakieś 40 lat i na pewno nie był z tych którzy są kochającymi mężami z dwójką dzieci i dobrą pracą.
- Co do chuja!- krzyknął wyrywając mi z dłoni bułkę, którą dostałam chwilę wcześniej od Harrego. - Ty jej to przyniosłeś? - warknął, popychając chłopaka na ścianę.- Na sentymenty cię wzięło idioto? Może jeszcze zaproponujesz jej wspólną kąpiel a zaraz później kolację przy świecach?- zaśmiał się wciąż mocno przyciskając Harrego do ściany,
- Ja tylko chciałem żeby w końcu zaczęła współpracować,odpierdol się Kurt! - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Nie chcę cię tu więcej widzieć Styles!- powiedział jak mniemam Kurt wyrzucając Harrego za drzwi.
Przyglądałam się całemu zdarzeniu ukradkiem, wiedziałam, że zaraz i mnie się oberwie, to tylko kwestia czasu.
- To co maleńka? Zabawimy się?- zaśmiał się mężczyzna przybliżając się do mnie zdecydowanie zbyt mocno.

**********************

- Zawsze wiedziałam, że kiedyś te twoje cholerne machlojki odbiją się na naszej córce!- krzyczała kobieta, zanosząc się płaczem.
- Gdyby siedziała w domu, tak jak cię o to prosiłem to nic by się nie stało - odpowiedział mężczyzna.
- Słucham? Śmiesz jeszcze narzucać mi, że jej zaginięcie to moja wina? Josh to nastolatka, nie byłam w stanie tak po prostu zamknąć jej w domu! Gdyby nie ty mogłaby wieść normalne życie, a ja nie musiałabym być wstrętnym kłamcą dla swojego dziecka - płakała coraz bardziej.
- Przestańmy się kłócić, chociaż teraz, trzeba zastanowić się co robić. Nie mogę przylecieć do Coventry, zabiją mnie Llyn, wiesz o tym.
- Najlepiej niech to ją zabiją! Ty draniu!- krzyknęła po czym rzuciła słuchawką.


**********************
          2 dni później

- Pani Llyn, musi pani zjeść cokolwiek, przecież tak nie da się funkcjonować - powiedziała z  rezygnacją opadając na krzesło.
- Amelio mogłabyś sprawdzić skrzynkę na listy? Może pojawiło się coś nowego - poprosiła kobieta ignorując prośbę przyjaciółki córki.
Wiedząc, że i tak nic nie wskóra wyszła wykonując jej prośbę. Oprócz gazetek z reklamami nie było w niej nic wartego uwagi, zawiedziona ruszyła z powrotem do środka. Przed samym wejściem rzuciła się jej w oczy biała koperta wsadzona pod doniczkę z kwiatkiem. Chwyciła ją i drżącymi palcami rozerwała wyciągając z niej kartkę.

Twojej przepięknej córeczce na razie nic nie jest. Podkreślam - NA RAZIE. Przekaż Joshowi, że ma równo 5 dni żeby się do nas odezwać, jeśli nie, znajdziemy inny sposób by go tu ściągnąć. 

- Pani Llyn!- przerażona Amelia opuściła kopertę na ziemię.
- Przecież to łańcuszek Anastasii - powiedziała kobieta podnosząc kopertę. Wystawał z niej kawałek biżuterii.
- Nie wiem co tu jest grane ale jeśli Josh to ojciec Any, lepiej niech się pospieszy - powiedziała dziewczyna, podając kartkę zapłakanej kobiecie.


Witamy was ponownie! Wiemy, że czytelników raczej może tu nie być, ale chciałybyśmy was przeprosić za tak długą przerwę. Kończą się wakacje i prawdopodobnie rozdziały będą rzadko, ponieważ z Natalią idziemy już do 1 klasy liceum. Postaramy się żeby były co weekend a nie po 7 miesiącach tak jak teraz. Mamy nadzieję, że się nie złościcie, to tyle :)