niedziela, 18 stycznia 2015

Drugi




- Pani Llyn bardzo panią proszę, niech się pani nie martwi, na pewno znajdzie się jakieś błahe wytłumaczenie, a niebawem będziemy się z tego śmiać - szepnęła Amelia delikatnie kładąc dłoń na ramieniu zdenerwowanej kobiety.
- Jak mam się nie martwić? Mojego dziecka od dziesięciu godzin nie ma w domu, nie daje znaków życia, a ty każesz mi się nie martwić? Od początku wiedziałam, że ta cholerna impreza to zły pomysł.
- Dlaczego nie zawiadomi pani policji?- zapytała dziewczyna.
- Ah, szkoda czasu i tak z tym nic nie zrobią - odpowiedziała spuszczając wzrok w podłogę.
- Na pewno zrobiliby więcej niż my, obdzwoniłam wszystkich naszych znajomych i pobliskie szpitale, nikt nic nie wie i nikt nic nie słyszał. Pani Llyn to dla jej dobra, niech pani zgłosi zaginięcie, a odpowiednie służby się tym zajmą - poradziła przejęta blondynka.
- Zaczekajmy jeszcze do końca dnia - kobieta wyraźnie odrzucała opcję zawiadomienia policji, co prawdopodobnie było ostatnią deską ratunku. - Zastanów się Am, czy Anastasia rozmawiała wczoraj z kimś obcym? - zapytała.
- Naprawdę nie wiem, nie pamiętam. Zapoznałam ją z grupą moich znajomych, a potem poszliśmy się czegoś napić a Ana została, nie wiem co robiła później - przyznała zawstydzona.- Chociaż... właściwie to... wiem! - krzyknęła.- Jake, tak, tak, Anastasia siedziała z Jake'em na tarasie, widziałam ich - powiedziała jednym tchem przypominając sobie urywek wczorajszego wieczoru.
- Co to za chłopak? To niemożliwe, moja córka nie rozmawia z obcymi ludźmi -odburknęła kobieta sięgając po szklankę z wodą i kolejną porcję tabletek.
- Jake jest dobrym chłopakiem proszę pani, a pani córka nie rozmawiała z obcymi ludźmi, ale czas najwyższy to zmienić, nie sądzi pani? - odpowiedziała dziewczyna szukając numeru chłopaka w dość obszernej liście swoich kontaktów.
- Nie ma czasu na wywody na temat tego jak złą jestem matką, masz do niego numer?
- Właśnie szukam, ale obawiam się, że nie. Jednak jest ktoś, kto na pewno go ma - powiedziała z rezygnacją. - Niech pani zaczeka, zaraz go zdobędę - oznajmiła i wybrała z listy kontaktów numer ostatniej osoby z jaką miałaby ochotę rozmawiać.

- Amelia?- usłyszała zachrypnięty głos.
- Musisz mi pomóc Alex - powiedziała bez jakiegokolwiek powitania.
- Co się stało?
- Potrzebuję numeru Jake'a, jak najszybciej - oznajmiła zdenerwowana.
- Możesz powiedzieć mi o co chodzi? Dlaczego masz taki drżący głos? - zapytał chłopak.
- Ugh, nieważne. Proszę Alex podaj mi ten numer - poprosiła.
- Dobrze, masz jakąś kartkę pod ręką?
- Daj mi chwilę - powiedziała idąc do pokoju mamy Anastasii. - Niech pani da mi swój telefon - poprosiła zakrywając głośnik swojego smartfona a Dawson wskazała ręką drewniany stolik stojący przy jej łóżku.
- Już mam, dyktuj - poinstruowała.
- Na pewno wszystko w porządku?- zapytał, po czym podyktował jej numer.
- Dzięki Alex - odpowiedziała i rozłączyła połączenie, w tym samym czasie wybierając numer w telefonie pani Llyn.
Po kilku trwających wieczność sygnałach w słuchawce odezwał się Jake.
- Kto mówi?
- Cześć Jake tu Amelia, wiem, że wczoraj poznałeś moją przyjaciółkę, no wiesz Anastasię. Po wczorajszej imprezie nie wróciła do domu, siedzę tu właśnie z jej mamą, która jest kłębkiem nerwów, proszę powiedz mi, że jest z tobą - wyjaśniła nie dając mu dojść do słowa.
- Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc. Rozeszliśmy się wczoraj przed 22 i więcej jej nie zobaczyłem - powiedział.
- Jesteś pewien? To ważne - upewniała się dziewczyna.
- Tak Am. Nie mam pojęcia co się z nią stało - potwierdził.- Muszę już kończyć, powodzenia -rozłączył się.

- Jake też nic nie wie, więc albo powiadomimy policję, albo będziemy siedzieć tak bezczynnie - powiedziała zdenerwowana nieracjonalnym podejściem matki swojej przyjaciółki.
- Nie mogę zawiadomić policji, nie pytaj dlaczego, po prostu nie, musimy czekać - westchnęła bezradnie,
- W takim razie ja to zrobię - oznajmiła Amelia.


****



Leżałam skulona na zimnej posadzce przysłuchując się krokom dobiegającym zza ściany. Wielokrotnie próbowałam się podnieść, jednak zmarznięte i obolałe ciało było zasadniczą przeszkodą, która mi to uniemożliwiła. Związane nadgarstki najbardziej dawały mi się we znaki, sznurek którym zostały związane okropnie mi je nacierał. Wciąż zastanawiałam się, jak to możliwe że się tam znalazłam, kim są ci ludzie i co do cholery mam z nimi wspólnego. Tak bardzo martwię się o mamę, pewnie odchodzi od zmysłów. Z moich rozmyśleń wyrwało mnie skrzypnięcie otwieranych drzwi, instynktownie skuliłam się bardziej chowając głowę w ramiona.
-Witam księżniczkę - usłyszałam niski głos, ten sam który po raz ostatni usłyszałam wczoraj. - Jak się dziś czujesz? - zapytał drwiącym głosem mężczyzna. - Zdejmij jej opaskę Harry - rozkazał, po czym usłyszałam silnie stawiane kroki, zmierzające w moją stronę. Przez te kilka godzin mój słuch stał się zdecydowanie bardziej wyostrzony. Chwilę później poczułam na karku ciepłe dłonie sięgające po supeł związany z materiału.
- Witamy - powiedział spoglądając na mnie z pogardą.
- Chcę wrócić do domu - oznajmiłam niepewnie zachrypniętym głosem.
- Ha ha - zaśmiał się starszy mężczyzna podchodząc do mnie i chwytając mnie za ramię. - Najpierw sobie porozmawiamy - uśmiechnął się.
Przełknęłam ślinę i ze strachem w oczach spojrzałam na niego, a później na jego towarzysza, który zdjął mi przepaskę z oczu, po czym ponownie spojrzałam na tego starszego. Zaczęłam się trząść. Sama nie wiem czy to było ze strachu lub z tego, że było mi zimno pomijając fakt, że miałam na sobie jedynie cienką sukienkę, ale wydaję mi się, że z obu tych przyczyn.
- Co słychać u twojego ojca? - tym pytaniem wyrwał mnie z moich beznadziejnych przemyśleń, jednak postanowiłam się nie odzywać i spuściłam głowę, patrząc na podłogę. - Jak to jest mieć ojca krętacza? - w jego głosie słyszałam drwinę, przez co spojrzałam na niego i prychnęłam.
- Nie mam ojca. Musieliście mnie z kimś pomylić, bo mój ojciec nie żyje już dobrych kilka lat - odparłam przygryzając wargę.
- Idiotka - powiedział nagle tamten drugi, podchodząc bliżej mnie, przez co mogłam mu się bardziej przyjrzeć. - Twój pieprzony ojciec przez całe życie był frajerem, kłamcą, krętaczem i tchórzem, przez co przez niego muszą cierpieć niewinni ludzie, a wiesz co jest najzabawniejsze? On wciąż żyje - splunął. - A to jest najgorsze. - Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
To nie mogło być prawdą. Mama by mnie nie okłamała. Nie mogłaby. Ponownie prychnęłam.
- To nie jest prawdą, proszę rozwiążcie mnie, bo nie mam pojęcia co tu robię. W domu czeka na mnie chora matka, która zapewne już traci wszelkie zmysły - powiedziałam ledwo wstając gdyż miałam związane ręce.
Starszy facet pospiesznie podszedł do mnie i znów pchnął mnie na ziemię.
- Nigdzie nie idziesz mała suko, już długo ciebie obserwowaliśmy, wiemy o tobie wszystko jak i całej rodzinie, więc jesteś niezłą przynętą.
Po wypowiedzianych słowach nieznajomego zrobiło mi się niedobrze. To wszystko nie może być prawdą? Dlaczego ja? Komu tak bardzo przeszkadzałam w życiu? Tym ludziom? Przecież nikomu nigdy nic nie zrobiłam. Błagam Boże, pomóż mi to przetrwać.
- Twój ojciec miał wiele firm, gdzie to nie było sprawiedliwe. Wszystko co robił było fałszywe. Wrabianie swoich pracowników, lewe umowy, zabijanie innych nieznanych mu osób. Nie, on nigdy nie zabił człowieka, jednak zawsze komuś zlecał to zadanie. Mówiłem, że straszny z niego tchórz? - zapytał brunet z lokami na głowie.
- Jeżeli naprawdę taki był, oczywiście wam nie wierzę, to co ja mam w tym wszystkim wspólnego?! Ja nawet go nie znam, nic o nim nie wiem, to wszystko co mówicie wydaje się takie mało realistyczne.
- Ale prawdziwe, twoja matka nie była z tobą szczera, gówno wiesz. Twój ojciec i cała twoja pieprzona rodzina łącznie z tobą za to zapłacicie. Pomszczę śmierć mojej matki i ojca. Więc w każdej chwili bądź czujna, twój ojczulek już dostał informację, co się z tobą stało - powiedział niskim głosem, po czym wyprostował się i odwrócił się w stronę drzwi.
- Kurt włóż jej opaskę z powrotem, czekam w samochodzie - powiedział ostatnie słowa i wyszedł.
Niedługo po nim wyszedł jak mniemam Kurt, zostawiając mnie tutaj samą w ciemnościach. Było mi zimno. Zaczęłam łkać z bezsilności. Dobry Boże, naprawdę mnie tak nienawidzisz? 
W mojej głowie krążyło setki pytań, na które nikt nie raczył mi udzielić odpowiedzi. Powoli położyłam się na ziemię i się skuliłam, czekając na to co mnie jeszcze dziś spotka.


***

Siedział w swoim fotelu, a w jednej ręce trzymał piwo, a w drugiej pilota zmieniając kanał za kanałem, aż w końcu zostawił na wiadomościach.
" Wczoraj wieczorem zaginęła osiemnastoletnia Anastasia Dawson" powiedziała prezenterka, po czym na ekranie zostało pokazane zdjęcie zaginionej dziewczyny.
On w tym czasie wypluł napój, który trzymał w ustach, po czym pogłośnił dźwięk w telewizorze. 
" Anastasia zaginęła późnym wieczorem, nikt nie potrafił udzielić nam przydatnych informacji, matka zaginionej prosi o natychmiastowe zawiadomienie, jeżeli ktoś z miasta Coventry miał nawet jakieś informacje na temat zaginięcia".
Wyłączył telewizor, po czym pospiesznie ruszył do swojego pokoju, by ubrać się. Chwilę później gotowy, wyszedł z domu i chwycił telefon, po czym zadzwonił na numer osoby, z którą nie rozmawiał od lat. Miał nadzieję, że był aktualny. 
Ucieszył się, gdy nagle w słuchawce można było usłyszeć sygnał, a potem...
- Halo? - usłyszał dobrze mu znany kobiecy głos.
- L..Llyn...



_______________________________________________________________

Hi guys! 
Jak myślicie kim może być osoba, która wystąpiła pod koniec rozdziału?
Ogólnie chcemy przeprosić, że tak długo musieliście czekać, ale szkoła i sami wiecie jak to jest. Rozdziały prawdopodobnie będą pojawiały się co weekend, bo tylko wtedy mamy czas na pisanie ;)
Zachęcamy was do komentowania i rozgłaszania bloga swoim znajomym :D  To do następnego.

KOMENTARZE = ROZDZIAŁ

PS. Chciałabym żebyście weszli w zakładkę ' Ciekawostka ' oraz zawitali na tamtego bloga, jaki tam został umieszczony. ;)